TakeMyTrip

Etiopia ( Afryka )

Szczegóły Tripu

  • Kraj: Etiopia
  • Zakwaterowanie: hotele 3/4 , hotele 1/2 , guesthousey, namiot
  • Transport: publiczny, auto prywatne
  • Preferencje: kultura * , natura *
  • Intensywność: normalna *
  • Czas trwania: 18 dni
  • Budżet: około 7000 zł (w tym bilet lotniczy 2000 zł )
  • Termin: luty 2016

Plan podróży

  1. Dzień 1 - 2 Addis Abeba
  2. Dzień 3 - 4 Awassa
  3. Dzień 4 - 6 Turmi
  4. Dzień 6 - 7 Wioska Karo, Key Afer
  5. Dzień 7 - 8 Jinka
  6. Dzień 8 - 9 Konso
  7. Dzień 9 - 10 Arba Minch
  8. Dzień 10 - 11 Gesuba
  9. Dzień 11 - 12 Awasa
  10. Dzień 12 - 13 Adama
  11. Dzień 13 - 14 Harar
  12. Dzień 14 - 15 Harar
  13. Dzień 15 - 16 Addis Abeba
  14. Dzień 16 - 17 Dessie
  15. Dzień 17 - 18 Lalibela
  16. Dzień 18 - 19 Dessie
  17. Dzień 19 Addis Abeba

Przed podróżą

Wizę kupuje się na lotnisku, prosto i szybko (50 $), potrzebne zdjęcie takie jak do paszportu. Szczepienia polecam zawsze, do całej Afryki pokarmowe oraz żółtą febrę przede wszystkim. W porze suchej profilaktyka antymalarycza to dla mnie jedynie MUGGA oraz w apteczce MALARONE (jakby jakaś wredota jednak dopadła to uderzeniowa dawka i nadzieja, że to pomoże :-) ) W tej kwestii jednak każdy sam musi podjąć decyzję.
Ubezpieczenie jak zawsze wedle uznania. Ja mam podstawowe na świat w COMPENSIE.
Nie ma potrzeby dokonywania rezerwacji na hotele, ale można to oczywiście zrobić, choćby na pierwszą noc w Addis (o tym jeszcze zaraz napiszę).
Bilety na loty wewnętrzne warto zarezerwować bądź wykupić wcześniej, bądź na miejscu, ale z dużym wyprzedzeniem, np pierwszego dnia po przylocie do Etiopii, jeśli lot ma się odbyć dopiero po kilku dniach. Jeśli zaś mamy lecieć od razu w głąb kraju, to może się okazać, że biletów na potrzebny nam termin nie ma. Należy pamiętać, że od niedawna etiopskie linie lotnicze Ethiopian Airlines wprowadziły zasadę, iż jeśli do Etiopii OBCOKRAJOWIEC przyleciał innymi liniami niż Ethiopian Airlines, to nie przysługują mu zniżki i promocje. I tak bilet lotniczy Addis Abeba - Lalibela, który rok temu kosztował ok. 80$ (w jedną stronę), to teraz kosztuje 200$ (w jedną stronę)!!! Ja polecam zdecydowanie transport lądem.
Warto zabrać:
- worki na śmieci w które zmieści się nasz plecak (jeśli wybieramy się do Doliny Omo), ponieważ kurz w trakcie drogi jest trudny do opisania
- zapas mokrego papieru toaletowego (w tamtejszych hotelach to luksus, a w knajpkach nie uświadczysz...)
- zapas mokrych chusteczek myjących
- latarkę
- sztućce (jeśli ktoś musi)
- długopisy i drobne art. szkolne (te najlepiej przeznaczyć do rozdania w wiosce Hamerów), maskotki dla dzieci spotykanych po drodze. Ozdoby do włosów i drobna biżuteria dla kobiet, jeśli chcemy za coś podziękować. To jednakże ogromny dylemat - wozić prezenty, czy ich nie wozić, kwestia kontrowersyjna i trudna, pozostawiam ją każdemu do przemyślenia i podjęcia decyzji - ja wożę, rozdaję, choć zawsze wtedy towarzyszą mi mieszane uczucia...

Addis Abeba (dzień 1 - 2)

Nocleg

Legendarny hotel TAITU. Dokonałam rezerwacji zaznaczając, że pokój ma być w STAREJ CZĘŚCI hotelu, co jest ważne, ponieważ nowa część, to budynki w stylu "lepszy barak", pokoje są ok (jak na etiopskie warunki), nawet są łazienki z ciepłą wodą, ale te pomieszczenia pozbawione są kompletnie klimatu starej, oryginalnej części hotelu. Niestety, okazało się, że pokoje mamy w nowej części... Koszt noclegu w pokoju w starej części to 40 lub 45$ za dwójkę (ceny dokładnie nie pamiętam).
Chcą spędzić noc w tym hotelu KONIECZNIE trzeba dokonać rezerwacji z Polski ze sporym wyprzedzeniem, ponieważ hotel jest bardzo oblegany przez gości z całego świata.
A wierzcie mi - WARTO zapłacić tyle dolców i postarać się o ten pokój w starej części. Pokoje ogromne, umeblowane starymi, chyba zabytkowymi meblami, miejsce jedyne w swoim rodzaju i choć wszystko podniszczone i trącone zębem czasu, to nadaje to jeszcze większego klimatu. Nigdzie, w całej Etiopii nie znajdziecie takiego miejsca...myślę nawet, że nigdzie na świecie...

Adres: TAITU HOTEL
Cena za dobę: 20$ za dwójkę

W okolicy

Tym razem w Addis spędziłam jedynie kilka nocnych godzin, rano ruszając do Omo. Addis opiszę na końcu tripa...

Transport do następnego miejsca

Pierwszych kilkanaście dni podróżowałiśmy wynajętym autem "4/4", kierowanym przez właściciela Wondimu Kedru, dobrego ducha naszej wyprawy.
Koszt 120$ dziennie za auto z kierowcą, koszt dzielony na cztery osoby w aucie.
Podróżowaliśmy z Addis Abeby do Awassa.
Długość odcinka 350 km.
Ponieważ drogi są kiepskie, a na drogach stada kóz, baranów, bydła i czasem przepędzający je dokądś jakiś człowiek, to jeździ się naprawdę wolno, ilość km przejchanych przez cały długi dzień czasem bywa naprawdę niewielki. Tym razem pokonaliśmy wyjątkowo długi odcinek :)
Po drodze Wondu zadbał o coś do zwiedzania, zatrzymaliśmy się w jednym z kościołów wykutych w skale, odwiedziliśmy targ na którym handlowano zwierzętami, warzywami i czym popadnie oraz odwiedziliśmy "gospodarstwo rolne" goszcząc w domu właścicieli

Awassa (dzień 3 - 4)

Nocleg

Bardzo przyzwoity hotel, jeden z najlepszych w których spaliśmy w ciągu dwóch tygodni (choć zdjęcia robione telefonem tego zupełnie nie oddają!). Okna wychodzące na korytarz, ale są zasłonki :) Czysta łazienka, podwójne dwa łóżka z czystą pościlą. Do późna czynna sympatyczna restauracja znajdująca się w patio hotelu. Jak w większości wypadków, tak i ten hotel nie ma strony www.

Adres: Hotel „4 Seasons”. Wystarczy podać nazwę hotelu, adres nie musi być podany (nie mam go zresztą...)
Cena za dobę: 20$ dwójka

W okolicy

cały dzień w drodze...Ale oczywiście warto gapić się na to, co po drodze, widoki często zaskakują i nie kojarzą się z Afryką :)
Jazda po tamtejszych drogach przypomina slalom gigant - lawiruje się pomiędzy krowami, kozami, owcami i ludźmi, którzy są głównymi użytkownikami dróg :)))
Warto po drodze zatrzymać się przy jednej z setek "kawiarenek" na filiżance kawy, a najlepiej trzech filiżankach (za grosze, za kilka birr).

Transport do następnego miejsca

Nasze autko. Odcinek ok 160 km. W Arba Minch w banku wymieniliśmy dolary na birry i ruszyliśmy w kierunku campingu w Turmi.
W drodze cały dzień, na miejscu, na campingu w Turmi byliśmy ok. godz. 17

Turmi (dzień 4 - 6)

Nocleg

Właściwy stosunek ceny do jakości... Namioty ok., bo nasze (na prośbę Wondimu kupiłam w Polsce trzy namioty), koce i materace (czyste) - własność Wondimu. Toaleta jak widać na zdjęciu, ale BYŁA. Były także "kabiny" z prysznicem, woda z baniaka na dachu nagrzana w dzień. Były ok. Obok "łazienka" czyli krany z ciurkającą wodą, ale ręce, twarz i zęby umyć można. Hm...zęby raczej w wodzie z butelki... Poza tym miejsce na ognisko, sporo plastikowych krzeseł oraz w centralnym miejscu stoły z krzesłami pod wiatą. Generalnie camping w porządku.

Adres: adresu nie znam, zawiózł nas Wondimu...
Cena za dobę: 7 $ za namiot dwuosobowy za 1 noc (byliśmy tu dwie noce)

W okolicy

Z jedzeniem kiepsko, knajpek tam nie uświadczysz. Śniadanie jedliśmy na campingu, ugotowane przez tamtejszego kucharczyka, także po powrocie - kolację. Jedzenie przyzwoite. W ciągu dnia dieta odchudzająca, jeśli nie ma się własnych zapasów. My wiedząc, że pierwsze dni będziemy spędzać dosć wygodnie, mieliśmy kabanosy, chrupkie pieczywo, tradycyjne konserwy turystyczne. Wszystko sprawdziło się znakomicie, podjadaliśmy w kryzysowch momentach.
Podczas dwóch dni spędzonych w oklicach Turmi odwiedziliśmy wioskę plemienia Dassanech, mieszczącą się nad rzeką Omo. Żeby tam się dostać, trzeba w punkcie kontrolnym okazać paszporty. Do wioski płynie się łodziami - dłubankami (jedna łódź z jednego pnia). Na miejscu oblegani przez kilkadziesiąt kobiet wynegocjowaliśmy cenę za focenie i zaczęliśmy zwiedzanie wioski.
Będąc w tej okilicy warto pojechać na targ Hamerów. Tu można było kupić fajne pamiątki, ale trzeba się targować BARDZO!!! Stroje hamerskie do kupienia właściwie tylko tu. Ichniejsze stołeczki/podgłówki potem też, czasem taniej. Poza "działem pamiątkarskim" prawdziwy hamerski targ, klimat i atmosfera. Focenie oczywiście za kasę - 5 BIRR czyli ok. 90 groszy (ludzie), ale można robić "widok ogólny" i wtedy za darmo. Odwiedziliśmy też jeszcze jedną wioskę plemienia rejonu Konso. Z campingu można zrobić ok 40 minutowy spacer idąc na skróty korytem rzeki (w porze suchej oczywiście!) do wioski Hamerów, małej, kameralnej, nie obleganej przez turystów (aczkolwiek przez grupy z tegoż campingu od czasu do czasu odwiedzanej).

Transport do następnego miejsca

Do wioski Karo a potem do Key Afer na kolejny targ, największy w okolicy. Naszym opłaconym autkiem. Ok 60 km przez kilka godzin. Po drodze wypatrywać ciekawostek, i gapić się ile się da :)

Wioska Karo, Key Afer (dzień 6 - 7)

Nocleg

Nocleg w naszych namiotach na obrzeżach wioski plemienia Karo. Brak toalety (chodzi się poza zasięg wzroku:) ) oraz wody. Wodę udało się nabrać w butelki na poprzednim campingu (choć trwało to wieeeki!). Wieczorem mycie w gorącej, nagrzanej przez słońce wodzie, rano chusteczkami do mycia i resztkami wody.
Namioty nie miały nałożonych na sypialnie wierzchnich warstw tropiku, dzięki czemu prze siatkę w górnej części ścianek namiotu widać było niebo tak rozgwieżdżone, jak nigdzie indziej.
Z namiotów mieliśmy widok na zakole rzeki Omo. Na kolejnym zdjęciu nasza "kawiarnia" :-) oraz namioty na (niewyraźnym) tle wioski i naszych aut.
Obok namiotów na swoje kawiarniane stoisko pani z kawą parzoną w jabenie po 5 birr za filiżankę, a kilka metrów dalej największa chata we wsi, a w niej lodówka z zimnym piwem... Tam poza turystami, którzy bywają w tej wiosce piwko i inne procentowe napitki spożywają panowie Karo między innymi za kasę, którą ich żony i dzieci zarobią na pozowaniu do zdjęć... Takie życie...
Ale oczywiście bez względu na wszystko wioska to obowiązkowy punkt programu na tej trasie. Poświęcił jej jeden ze swoich odcinków Wojciech Cejrowski, ale to oczywiście nie jest główny argument :-)

Adres: wieś Karo w zakolu rzeki Omo :-)
Cena za dobę: 12$ za namiot (1 noc)

W okolicy

Wizyta u plemienia Karo w Murulle, miejscowości położonej na malowniczej skarpie, nad rzeką Omo. Tu także jeden z odcinków kręcił Cejrowski. Być tu zdecydowanie warto, koniecznie z noclegiem. Zdjęcia robiłam za gifty, zamiast za kasę. Mogliśmy zabrać kucharza z poprzedniego campingu w Turmi, ale musielibyśmy go na drugi dzień odwieźć, na co szkoda nam było czasu. Na kolację i śniadanie przydały się więc nasze zapasy konserw i pieczywa WASA.
Bardzo ważna uwaga: należy pilnować swoich rzeczy, głównie cennych (sprzęt elektroniczny, paszporty i KASA!!!). Jeden z kolegów zostawił w namiocie saszetkę z paszportem, kartami i sporą gotówką i poszedł sobie na śniadanie. W tym czasie chłopcy z plemienia składali namioty i saszetka zginęła. Odzyskaliśmy ją po kilku godzinach tylko i wyłącznie dzięki stanowczości naszego kierowcy Wondimu, ale wesoło nam nie było...
Rano wyruszyliśmy do Key Afer na targ. Tam też mała część z pamiątkami dla turystów (których zresztą w Etiopii nie widzieliśmy zbyt wielu), poza tym ogromny targ z mydłem i powidłem, od warzyw, mąki i przypraw po mydła i wiadra. Kapitalny klimat, ludzie w wielu plemion, można było stać i się przyglądać godzinami członkom plemion Karo, Banna, Ari, Hamer i pewnie jeszcze jakiś innych, których nie rozpoznałam. Nie widziałam tam jedynie Mursi.

Transport do następnego miejsca

Ruszamy do Jinka. Oczywiście naszym autkiem. Ok. 160 km pokonujemy w kilka godzin, na miejscu jesteśmy już po zmierzchu.

Jinka (dzień 7 - 8)

Nocleg

Jak na warunki etiopskie za tę cenę to bardzo przyzwoite miejsce, ciepła woda, czysta pościel. Nie wiem, czy w Jinka jest jakiś droższy i w miarę luksusowy hotel.

Adres: GOH PENSION, Jinka
Cena za dobę: 460 birr czyli 20 $ za dwójkę

W okolicy

Sama Jinka jest mała i jak większość takich miasteczek mało ciekawa, jednakże zawsze warto przyjrzeć się codzienności mieszkańców, odwiedzić targ. Warto być w Jinka w dniu, w którym przylatuje tam jakiś samolot. Ląduje on na głównej ulicy, widok jedyny w swoim rodzaju!
Jinka to baza wypadowa do wiosek plemienia Mursi. Warto pojechać do jakiejś najdalej położonej wioski, tam będzie najmniej turystów (w tych najbliższych prawie zawsze zastaniemy jakiegoś jeepa). W tej najdalszej będą najmniej rozpuszczeni przez turystów, choć 5 birr za fotę nie ominie nikogo...Trzeba pamiętać, żeby być w takiej wiosce jak najwcześniej rano, kiedy Mursi nie są zmęczeni pozowaniem i (niestety) nie są jeszcze pijani... Potem, w godzinach późniejszych bywają agresywni. Na zdjęciach kobiety i chłopiec, przyszły wojownik z plemienia Mursi.

Transport do następnego miejsca

Z Jinka do Konso. Ok 100 km w ok 2,5 godz. - o dziwo dobra droga. Naszym autkiem z Wondimu.

Konso (dzień 8 - 9)

Nocleg

Podobno w naszym przedziale cenowym to jedyny hotel, który można brać pod uwagę. Po obejrzeniu uznaliśmy, że miejsce się nie nadaje (pająki karaluchy, smród) i poprosiliśmy o zawiezienie do innego hotelu. Tam zastaliśmy dramat nie do przyjęcia i wróciliśmy do pierwszego... Podobno w Konso jest lepszy hotel, w cenie 60 czy 70 $ (dokładnie nie pamiętam) za dwójkę. Niestety, taki luksus nie na nasze możliwości :( Brud i grzyb na ścianach, pościel do przyjęcia, czysta. Łazienka jak na zdjęciu, woda ciurkała z prysznica, w kranie nad umywalką nie było ani kropli. Ale dało radę się umyć więc przeżyliśmy. Niestety, nie w każdym pokoju była woda, na wszelki wypadek zawsze trzeba to sprawdzać.

Adres: Nie znam, zawiózł nas tam Wondu.
Cena za dobę: 400 birr czyli 19 $ za dwójkę. Cena po byku :(

W okolicy

Robiące duże wrażenie formacje skalne zwane "New York" niedaleko wioski Gesuba. Zdjęcia takie sobie, bo akurat słońce świeciło nam prosto w twarz :(
Z powstaniem tych skalnych formacji związana jest legenda. Opowiada o dziewięciu plemionach, żyjących przed wiekami, w okresie panującej długotrwałej suszy. Tam, gdzie dziś jest kanion spotkali się przedstawiciel starszyzny każdego plemienia, aby modlić się o opady. Modły zostały wysłuchane i bogowie zesłali na to miejsce deszcz. Niestety, był o takiej sile, że ziemię zamienił w obecną formę kanionu.
Oglądaliśmy to miejsce w towarzystwie miejscowych dzieciaków handlujących kamieniami (turkusy, kryształy górskie i jeszcze jakieś). Można było kupić za grosze duże okazy wielkości jajka kurzego.
Po wizycie w etiopskim New York'u zwiedzaliśmy wioskę Konso, zwaną "warownia". Konso to bardziej grupa etniczna niż plemię. Mają ogromną wiedzę dotyczącą rolnictwa, są na zdecydowanie wyższym poziomie niż inne plemiona Doliny Omo. Także ich wioski pod względem architektonicznym różnią się od wiosek innych plemion. Kamienne tarasy otaczające ich wsie i pola zostały wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Punkt obowiązkowy!

Transport do następnego miejsca

Z Wondimu; do Arba Minch. Czas jazdy to ok. 6 godzin plus zwiedzanie opisanych miejsc. Nie pamiętam ile to kilometrów :(
Przed noclegiem w Dorza Lodge (jedzie się tam z Arba Minch ok 2 godzin) kolacja w Arba Minch - rewelacyjna ogromna grillowana ryba (wielkoscią porównywalna do naszego dużego karpia), z różnymi warzywami, na dodatek pieknie podana i tania - 70 birr. Rano powrót do Arba Minch.

Arba Minch (dzień 9 - 10)

Nocleg

Chatki - cudo, klimatyczne domki kryte słomą, w środku łóżka zbite z bambusowych żerdzi, na ziemi maty a na nich eukaliptusowe gałęzie... Efekt niesamowity, spało się tam fenomenalnie! Toaleta do przyjęcia, prysznice dwa z zimną wodą (wieczorem było dość chłodno więc było to bardzo szybkie mycie!). W dużej chacie - restauracji podano bardzo smaczną kolację (70 birr od osoby) popijanej piwem za które płaciliśmy po negocjacji 15 birr za butelkę (przed negocjacją 18). Na zdjęciach chatki, "kabiny prysznicowe" i ognisko z "częścią artystyczną"

Adres: Dorze Lodga, adresu nie znam, zawiózł nas Wondimu
Cena za dobę: 150 birr (7$) od osoby nocleg śniadanie tańce przy ognisku w wykonaniu mieszkańców wsi

W okolicy

Po przyjeździe do Dorze Lodga polecam spacer do wioski i zachód słońca po drodze. "Część artystyczna" to tańce i śpiewy w wykonaniu mieszkańców wsi. Autentyczne, bez "cepeliady", i udawania. Super.
Rano powtórny spacer do wioski, zwiedzanie jej z wizytą u wodza i w kilku innych chatach. Tam też śniadanie, czyli jajecznica, ichniejsze placki z fałszywego bananowca z miodem dzikich pszczół. Marzenie! Na pożegnanie dostaliśmy po dwulitrowej flaszce pitnego miodu (2%) i spódnice z materiału w barwach plemienia Dorze.
Po wizycie w wiosce pojechaliśmy nad jezioro Chamo, pływaliśmy ze dwie godziny wypatrując krokodyli i hipopotamów, poza tym obserwowaliśmy pelikany, czaple a potem, na brzegu małpy. Koszt wjazdu do parku Nechisar to koszt 760 birr od 8 osób czyli od osoby 95 birr (ok. 4 $), miejsca w łodzi od osoby 95 birr (ok 4 $) oraz napiwku dla wioślarza 200 birr (10 $) od łodzi, w tym wypadku od 8 osób

Transport do następnego miejsca

Z Wondimu autem, ok 5 godzin w drodze, po drodze nie zatrzymywaliśmy się nigdzie.

Gesuba (dzień 10 - 11)

Nocleg

Masakra... Hotel okazał się być w budowie. Na miejscu czekał na nas JEDEN pokój, łazienki brak (tzn LEŻAŁ brodzik...) toaleta jedna na hotel. Mycie było więc tradycyjnie chusteczkami oraz wodą z kanistrów.
Po przyjeździe zasiedliśmy do kolacji (z naszych zapasów), a w tym czasie obserwowaliśmy, jak do naszych "pokoi noszone są łóżka i materace z pościelą...
Zdjęcia hotelu to patio (dość to szumna nazwa) oraz dwuosobowy pokój z dwoma łóżkami wstawionymi w pośpiechu, żeby zdążyć w czasie, gdy jedliśmy kolację :(
Gdy już wybudują ten hotel, to myślę, że będzie tam naprawdę ok, choć pokoje będą bez łazienek.

Adres: Nie znam nazwy, może i dobrze...
Cena za dobę: 200 birr (10 $) za pokój (jednoosobowy)

W okolicy

Rano wizyta w wiosce, zdecydowanie nie odwiedzanej przez turystów, ludzie nie nachalni, nie oczekujący kasy za robienie im zdjęć. Tam też można połazić po małym targu z sandałami z Chin, plastikowymi miskami oraz z częścią spożywczą.
Wizyta w miejscu podobnym do kanionu New York gdzie dodatkowo można podziwiać spory wodospad, a zważywszy, że byłam tam pod koniec pory suchej, można sobie wyobrazić jego rozmiary podczas deszczowej, wtedy wodospad zapewne jest naprawdę imponujący.

Transport do następnego miejsca

Do Awassa jechaliśmy z Wondimu ok 10 godzin. Po drodze postoje na kawę i jakieś posiłki. Nie pamiętam ilości km.

Awasa (dzień 11 - 12)

Nocleg

Chyba najlepszy hotel ze wszystkich w których spaliśmy podczas podróży po Etiopii. Recepcja klimatyzowana, piętra z pokojami już nie. Za bardzo dobrą cenę obszerne pokoje z wygodnymi łóżkami, fotelami, łazienka co prawda z grzybem na silikonie dookoła wanny, ale po poprzednich hotelach to i tak luksus, oczywiście gorąca woda, papier toaletowy (!), mydełka (!), działające wifi, butelka wody na osobę w lodówce.
Na zdjęciach nasz pokój ("dwójka"), "jedynka" oraz łazienka z kabiną (bywają też z wannami)

Adres: Mechal Hotel
Cena za dobę: 360 birr (ok 17 $) za dwójkę

W okolicy

Po drodze różne "fotostopy", najdłuższy nieopodal Lake Awasa w miejscu zamieszkałym przez dziesiątki marabutów, bliskich krewnych naszych bocianów, choć w przeciwieństwie do nich uznawane przez wielu za najbrzydsze ptaki świata. Wraz z marabutami przebywaja tam niezliczone ilości pelikanów oraz ibisów szarych. Na potrzeby turystów chłopcy z okolicznych wiosek za niewielką opłatą (chyba 20 birr) karmią padliną marabuty. Wszystkie ptaki są oswojone z obecnością ludzi, można więc je focić do woli. Na zdjęciach karmienie marabutów, ptaszydła oraz wódz z żoną w wiosce Oromo.

Transport do następnego miejsca

Jeszcze z Wondimu, w drodze do Harar, natępnym miejscem z noclegiem będzie Adama. Nie pamiętam jak daleko.

Adama (dzień 12 - 13)

Nocleg

Cena po negocjacjach, przed wynosiła 360 birr!!! W większości hoteli w pokojach "jedynkach" z podwójnymi łóżkami, mogą spać dwie osoby. Dość sympatyczne miejsce, pokoje przyzwoite, pościel do przyjęcia, czysta, choć biały kolor stracił pierwszą świeżość. Każdy pokój z łazienką, z ciepłą wodą. Jak wiele etiopskich hoteli, także i ten ma pokoje wychodzące na "patio", a brama na noc jest zamykana. W tym jest bar dość dobrze zaopatrzony z tanim i zimnym piwem (13 birr), colą, wodą oraz mocniejszymi trunkami (dość drogimi). Prawdopodobnie można tam coś zjeść, ale ponieważ tego nigdy nie można było być pewnym my tradycyjnie mieliśmy swoją kolację.

Adres: Nazwy brak... zna ja zapewne Wondimu (na końcu podam do niego namiary)
Cena za dobę: 200 birr (ok 9 $) za pokój pojedynczy z podwójnym łóżkiem.

W okolicy

Sanktuarium, czyli Park Narodowy Senkelle Swayne's, tam spacer ok. godzinny, widoki to głównie wysuszona słońcem sawanna z nieznanymi roślinkami, kilkoma wypatrzonymi ptaszkami oraz kilkunastoma antylopami, dość płochliwymi więc zdjęć nie pokazuję. Na obrzeżach parku wioska, którą można odwiedzić. W sumie jadąc do Hararu trudno o jakieś szczególne atrakcje, to sanktuarium było miłym przerywnikiem, z cenną możliwością rozprostowania nóg :)

Transport do następnego miejsca

Oczywiście z Wondimu, następnym miastem będzie Harar. Nie pamiętam ilości km.
Po drodze odwiedziliśmy opisane wyżej sanktuarium. Czas trwania podróży do Adama jak zwykle cały dzień. Obiad gdzieś po drodze, zawsze polecam indżerę, można ją zjeść w wielu miejscach, popijając herbatą zawsze z dodatkiem cynamonu, na deser zaś wypć trzy filiżaneczki bunny, czyli kawy.
Ponieważ wjechaliśmy na tereny zamieszkałe przez plemiona Oromo więc po drodze wstąpiliśmy do jednej z wiosek, gdzie poczęstowano nas kawą, przyrządzoną zgodnie z tradycyjnym rytuałem. Trwało to dość długo, ok. godziny, ale było warto, uczestniczyliśmy w całym ceremoniale, od momentu palenia na blasze zielonych ziaren kawy, po jej parzenie, w międzyczasie palenie kadzideł i w końcu po modlitwie wodza wioski - wypicie kilku filiżanek. Najlepsza kawa, jaką piłam w życiu!!!

Harar (dzień 13 - 14)

Nocleg

Tego noclegu szukaliśmy w nocy, ponieważ trafiliśmy na Szczyt Afrykański więc większość hoteli o przyzwoitym standardzie było zajętych. Tu klaustrofobiczne norki z wątpliwej czystości pościelą i "łazienkami" trudnymi do opisania, z ciurkającą wodą z kranu (w sumie mycie dzięki wodzie w butelce) i nie działającym prysznicem, umiejscowionym nad dołem kloacznym. Obok dyskoteka - warto było tam spać, choćby po to, aby zobaczyć, jak się bawi młodzież w Harar :). Obiekt oczywiście otoczony murem i na noc zamknięty, ale jakieś kobiety z obsługi wykazywały żywe zainteresowanie naszym bagażem, toteż środki ostrożności w postaci własnej kłódki którą zamkniecie pokój wskazana!

Adres: Girum Gayent Hotel, adresu nie znam
Cena za dobę: 200 birr za jedynkę z podójnym łóżkiem

W okolicy

Jedzenie jak zawsze w knajpkach dla lokalesów. Harar ma nieprawdopodobny koloryt i atmosferę. Koniecznie trzeba być na bazarze mieszczącym się w centrum miasta, można kupić dziwne herbaty, jabeny (dzbanki do parzenia kawy), kadzidła towarzyszące parzeniu kawy, zioła, suszoną paprykę. Chodząc po tamtejszej starówce trzeba wstąpić do domu, w którym mieszkał cesarz Hajle Selasie, trzeba wstąpić do palarni kawy (TU OBOWIĄZKOWO KUPIĆ JEŚLI MA SIĘ TEN ZAKUP W PLANACH, tu bowiem jest palona przy nas i najtańsza). Trzeba odwiedzić tradycyjny dom ozdobiony wiszącymi na ścianach kolorowymi naczyniami, dom liczący sobie podobo 1000 lat (opłata za wejście 30 birr, za fotografowanie trzeba było zapłacić po 50 birr od osoby), a w końcu znaleźć czas, aby niespiesznie powłóczyć się po starym mieście, klucząc uliczkami na których stoją kolorowe domy. To miasto zamieszkałe przez życzliwych i uśmiechniętych ludzi.

Transport do następnego miejsca

kolejny dzień też w Harar.

Harar (dzień 14 - 15)

Nocleg

Świetny hotel, polecany w przewodnikach, graniczący z bazarem, który można było obserwować także z najwyższego pietra hotelu, z restauracji hotelowej (piwo, duży wybór dań, zestawy śniadaniowe, polecam!). Czyste pokoje, czysta pościel, przyzwoita łazienka z ciepłą wodą, papier toaletowy, mydełka, czyste ręczniki.
Na trzecim zdjęciu widok z okna restauracji
Może brakować miejsc, sugeruję kontakt telefoniczny i próbę rezerwacji.
General Manager: Belayneh Tesfaye
Telefon: 025-666 20 30
025-666 03 22
fax: 025-6666222
adres z wizytówki :
727 Harar - Ethiopia

Adres: BELAYENEH HOTEL
Cena za dobę: 400 birr (ok 19 $) za dwójkę

W okolicy

Jak wyżej, jednak Harar poza opisanymi wyżej atrakcjami ma atrakcję niespotykaną nigdzie indziej. Otóż na obrzeżach miasta od kilkuset lat dokarmiane są hieny centkowane, jedne z najgroźniejszych drapieżników. Hieny od zawsze atakowały ludzi, zwierzęta, były więc postrachem dla ludności, toteż mieszkańcy Hararu uznali, że trzeba drapieżniki przekupić i wpadli na pomysł, iż trzeba zacząć je dokarmiać. Wydelegowany mężczyzna udawał się poza miasto i serwował drapieżnikom... OWSIANKĘ! Jeśli hieny zjadły połowę mieszkańców czekała pomyślność, jeśli zaś nie zjadły nic, bądź zjadły wszystko, to był zły znak, ludzi czekał głód.
Nieopodal "stołówki" dla hien mieszka "hyena man". To funkcja, którą mężczyzna dziedziczy z pokolenia na pokolenie.
Kiedyś karmienie hien było podyktowane strachem, dziś jest lukratywnym zajęciem, bowiem opłata za możliwość uczestnictwa w dokarmianiu zwierząt wynosi 100 birr. Można jedynie przyglądać się, jak hyena man rzuca kawałki mięsa hienom, jak porywają mięso z patyka trzymanego przez kolesia w ustach, można też samemu zaserwować im taką kolację. Przeżycie jedyne w swoim rodzaju, hieny z Hararu są przyzwyczajone do ludzi, nie są głodne tak więc nie są agresywne, jednak oswoić się ich podobno nie da...
Warto tam przyjechać gdy jest jeszcze widno, widać wtedy jak zwierzęta zbliżają się powoli, nieufne i płochliwe. Im ciemniej, tym hien robi się więcej. Polecam fotografowanie z dobrą zewnętrzną lampą błyskową.
Na zdjęciach jeden z najstarszych domów Hararu, migawka z ulicy oraz autorka tripa podczas karmienia hien. Ależ mnie korciło, żeby ją pogłaskać...

Transport do następnego miejsca

Ostatni odcinek z Wondimu, jedziemy do Addis Abeby, skąd wyruszymy do Lalibeli, będącej ostatnim miastem które odwiedzimy. Nie pamiętam ilości km.
Dość dobra droga, przed samą stolicą nawet jedziemy autostradą. Po drodze postój w wiosce plemienia Oromo, tu rozdajemy ostatnie kredki i długopisy dzieciakom ze wsi.

Addis Abeba (dzień 15 - 16)

Nocleg

Ankober Guest House, czysto, także w łazience, czyste ręczniki, mydło, papier toaletowy. Wifi jest, jednakże w ostatnich pokojach na końcu korytarza zasięg kiepski.
Pierwotnie mieliśmy spędzić tu jedną noc, ponieważ jednak do Lallibeli nie udało się nam polecieć samolotem, a podróż busem mieliśmy rozpocząć następnego dnia raniutko, zostaliśmy tu także na kolejną noc.
Naprzeciwko jedna z wielu w tej okolicy knajpka (na górze kolejny hostel, sprawiający bardzo dobre wrażenie). Gośćmi restauracji byli głównie Etiopczycy, ale było tu także wielu turystów. Piwo pizza to koszt 113 birr. Pizza z kurczakiem bardzo dobra, z tuńczykiem nie, tagiatelle carbonara nie nadająca się do jedzenia, proponuję pozostać przy pizzy lub świetnie wyglądającej indżerze.

Adres: Ankober Guest House, Mundy St. w centrum Addis Abeby
Cena za dobę: 30 $ dwójka, 40 $ trójka

W okolicy

Hotel położony 5 minut od głównej ulicy Addis, Churchill Ave. Blisko stąd do pomnika Lwa Judy. Zwiedzanie można spokojnie zacząć od tego właśnie miejsca a potem wedle upodobań. My następnego dnia rano pobyt w stolicy rozpoczęliśmy od poszukiwania biura Etiopskich Linii Lotniczych, i już po godzinie zasiedliśmy w wygodnych fotelach dowiadując się o loty do Lalibeli. Niestety, okazało się, że etiopskie linie wprowadziły zasadę, wedle której ceny promocyjne na loty wewnętrzne mają jedynie ci turyści, którzy do Etiopii przylecieli liniami etiopskimi. Cena za bilety do Lalibeli kosztowałyby nas po 200 $ w jedną stronę, o ok. 120 $ więcej niż jeszcze kilka miesięcy temu!!!
Zdecydowaliśmy się więc na pośrednictwo biura podróży mieszczącego się przy hoteli TAITU, na podróż busem. Koszt od osoby po niewielkich targach wyniosła 1150 birr (ok. 54 $) od osoby. W cenie był transport w obie strony, rezerwacja hoteli (nocleg w drodze do i z Lalibeli oraz w Lalibeli, w cenie do 25 $ za dwójki z łazienkami).
Po dopięciu umowy na ostatni guzik mając do dyspozycji długie popołudnie postanowiliśmy zwiedzić Addis Abebę, ponieważ jednak czasu na indywidualne włóczenie się po mieście było za mało, postanowiliśmy wynająć miejscowego przewodnika z busikiem. Na dobrą sprawę jedno popołudnie może z powodzeniem wystarczyć aby zwiedzić to miasto. Dawne pałace cesarskie są obecnie budynkami rządowymi i dla turystów zamknięte z zasiekami, jeśli się rezygnuje z dwóch czy trzech muzeów to reszta jest do ogarnięcia w kilka godzin. My z konieczności byliśmy zmuszeni do takiego właśnie skrótowego zwiedzania. Odwiedziliśmy Kościół Świętego Jerzego (gdzie trafiliśmy na pogrzeb jakiejś znanej osobistości z setkami Etiopczyków, uczestniczących w ceremonii), kościoła św. Trójcy gdzie znajduje się grobowiec cesarza i jego żony (wstęp chyba 50 birr), Mauzoleum Menelika. Pojechaliśmy na jedno we wzgórz Addis, na które droga wiodła przez las eukaliptusowy, mijaliśmy po drodze kobiety dźwigające ogromne ilości eukaliptusowych gałęzi zawiniętych w chusty. Ze wzgórza rozciągał się widok na całe miasto (można sobie taką krótką wyprawę darować!).
Niestety, nie wystarczyło nam czasu na największy afrykański targ MERKATO, ale na tę atrakcję trzeba by przeznaczyć na dobrą sprawę drugie pół dnia. Addis Abeba jest wyjątkowo mało atrakcyjnym miastem, ale mając dodatkowy dzień na MERKATO i łażenie po pobliskich uliczkach można zobaczyć codzienność mieszkańców stolicy.
Na koniec wstąpiliśmy wcześniej wypatrzone przez naszych kolegów galerie z pamiątkami. Polecam szczególnie MURSI GALLERY na Churchill Ave. Za ścianą jest drugi podobny sklepik, w tej galerii jednak mają ciekawostki, srebrne monety z wizerunkiem cesarza Hajle Selasie, piękną biżuterię, przede wszystkim najróżniejsze krzyże etiopskie, w dużym wyborze. W okolicy MURSI GALLERY znajduje się także ZEBRA GALLERY z dużym wyborem pamiątek.

Transport do następnego miejsca

Do Lalibeli, wynajętym busem, koszt jak wczesniej napisałam 1150 birr od osoby w siedmioosobowym busie. W drodze cały dzień i kilka godzin dnia następnego. Ilości km nie pamiętam.

Dessie (dzień 16 - 17)

Nocleg

Dramat. Pokoje nad knajpą z muzyką na full. Łazienek i toalety brak. Toaleta a właściwie kloaka, na dole na tyłach budynku. W pokoju zamiast łazienki wiadro z wodą i miska. Dwa podwójne łóżka z pościelą chyba wypraną...
Mieliśmy mieć zapewniony hotel o przyzwoitym standardzie, jednak okazało się, że Etiopczycy coś namieszali i zaproponowano nam pokoje w domkach czteroosobowych po 70 $ od osoby. Ta cena nie wchodziła w rachubę, zaczęliśmy więc na własną rękę czegoś szukać - po obejrzeniu kilku noclegowni (bo trudno to nazwać hotelami) zdecydowaliśmy się na ten właśnie. W pokoju naszych kolegów była "łazienka" (byli uprzywilejowani mając na miejscu toaletę ale bez wody w prysznicu, tak więc my z tejże toalety korzystałyśmy także).
Zdjęc nie zrobiłam, ale to miejsce przypominało poziomem Girum gayent Hotel w Hararze...

Cena za dobę: 75 birr od osoby (ok 3,5 $) za pokój czteroosobowy.

W okolicy

Po drodze piękne widoki, jedziemy przez tereny górzyste. Spotkaliśmy endemiczny gatunek małp, dżelady. Byłam pewna, że dżelady mieszkają jedynie w górach Siemen więc była to wspaniała niespodzianka. W sumie jak zwykle cały dzień w podróży :)

Transport do następnego miejsca

c.d. podróży naszym busem do Lalibeli

Lalibela (dzień 17 - 18)

Nocleg

Hotel polecony przez rodaków spotkanych gdzieś po drodze. Przytulne pokoje do których wchodziło się z patio zarośniętym drzewami, kwiatami, krzewami, w patio stoliki i leżaczki, przyzwoita restauracja z tanim piwem, naleśnikami i innymi niezłymi daniami. Hotel absolutnie godny polecenia. Pokoje czyściutkie, łazienki co prawda z grzybem ale to w Etiopii chyba norma. Gorąca woda, papier toaletowy, puszyste, bielutkie ręczniki.
Prawdopodobne najlepszy hotel w Lalibeli.
Na zdjęciach pokój dwuosobowy z dwoma łóżkami, dwuosobowy z łożem małżeńskim oraz fragment łazienki.
Tel: 251 33336 00 30
Mob: 2519 23 35 67 11
Hotel polecam!

Adres: ASHETON HOTEL
Cena za dobę: 233 birr (ok 11 $) od osoby w pokoju dwuosobowym

W okolicy

Lalibela jest świętym miejscem Etiopskiego Kościoła Ortodoksyjnego, to zaskakująco mała mieścina do której przyjeżdża się aby zobaczyć kościoły wykute w skale w XII-XII wieku przez króla Lalibelę, z najsłynniejszym kościołem Świętego Jerzego (na jednym ze zdjęć) na czele.
Poza tym polecam spacer uliczkami. My trafiliśmy na tradycyjny ślub, na który para młoda (na zdjęciu) oraz goście udawali się na mułach.
Na ostatnim zdjęciu rytualne bębny z kościoła Świętego Jerzego.

Transport do następnego miejsca

Wynajętym busem do Addis Abeby z postojem w Dessie.

Dessie (dzień 18 - 19)

Nocleg

FASIKA GUEST HOUSE
Bardzo przyzwoity hotel z wifi, działającym jednak bliżej rutera, czyli recepcji. Czystość w łazienkach "afrykańska", ale lepiej niż gdzie indziej :) Zaskoczeniem są krany w stylu angielskim (oddzielne dla zimnej i oddzielne dla ciepłej wody)
Hotel dość duży, od strony "podwórka wejścia do pokoi tańszych, na dwóch piętrach pokoje droższe oraz apartamenty z dwoma dużymi pokojami, fotelami, tv. Idealne mijesce na nocleg w drodze z Addis Abeby do Lalibeli.
Zdecydowanie polecam

Adres: FASIKA GUEST HOUSE
Cena za dobę: 213 birr za jedynkę z odwójnym łóżkiem lub 300 bir za apartament z dwoma pokojami i wypasem (na miar

W okolicy

Po drodze można spotkać dżelady, trzeba je wypatrywać i koniecznie zrobić postój. W kilku miejscach sprzedawany jest niezwykle intensywnie pachnący tymianek, warto kupić małą torebkę :)

Transport do następnego miejsca

Wynajętym busem z Dessie do Addis Abeby. Wyjechaliśmy o 6 rano, w Addis Abebie, w hotelu TAITU byliśmy ok. godz. 15

Addis Abeba (dzień 19)

Nocleg

Nasz ostatni dzień pobytu w Etiopii.
Zamiast zdjęć z noclegu zamieszczam zdjęcie naszego auta 4/4 (gdzieś w drodze) oraz wizytówkę lokalnego biura podróży, które nam zorganizowało podróż z Addis do Lalibeli. Na ostatnim zdjęciu opakowanie kawy Tomoca Coffe, którą bardzo polecam kawoszom, najlepsza, jaką kiedykolwiek piłam. Cena kawy najwyższa, z jaką się tam spotkałam, ale generalnie niska, ok. 35,- za kg.

Adres: Bez noclegu
Cena za dobę: Bez noclegu.

W okolicy

Ostatni dzień pobytu w Etiopii. Mieliśmy kika godzin, idealny czas na ostatnie zakupy, które zrobiliśmy w MURSI GALLERY, poza tym obowiązkowe zakupy kawy w dość drogim sklepie, ale kawa jak napisałam wyżej rewelacyjna! Kupiłam w ziarnach, żałuję, że tylko pół kg :(

Transport do następnego miejsca

Na lotnisko z Balehageru, transport na lotnisko mieliśmy w pakiecie :) Z centrum na lotnisko jest dość blisko, jechaliśmy ok 20 minut.

Podsumowanie

Podróżowaliśmy w 8 osób, w dwa auta. Nie polecam podróżowania dwoma autami, ani tak dużej grupy, choćby ze względu na problemy z hotelami, bywały sytuacje, że brakowało odpowiedniej ilości miejsc. Poza tym choć może się to okazać banalne, drugie auto podczas podróży po Dolinie Omo zawsze było narażone na jazdę w koszmarnym kurzu i pyle, ponieważ nie ma tam prawie wcale dróg asfaltowych, jedynie szrutowe, bądź piaszczyste.
Baza hotelowa, tak jak opisywałam, jest nie najwyższych lotów, polecam zabranie własnego śpiwora, lub choćby wkładu do śpiwora. Podczas podróży po dolinie nie ma praktycznie szans na zrobienie prania, a kurz jest straszny i wszechobecny, proponuję więc zabrać na każdy dzień t-shirt.
Warto zabrać:
- małą kłódkę na szyfr do zamykania pokoi (często są kłódki zamiast tradycyjnych zamków)
- worki na śmieci w które zmieści się nasz plecak (jeśli wybieramy się do Doliny Omo), ponieważ kurz w trakcie drogi jest trudny do opisania, a plecak po takiej podróży nie do doczyszczenia
- zapas mokrego papieru toaletowego (w tamtejszych hotelach to luksus, a w knajpkach nie uświadczysz...)
- zapas mokrych chusteczek myjących
- suchy szampon koniecznie sprawdzony przed wyjazdem w domu (nie każdy spełnia swoje zadanie :( )
- latarkę
- sztućce (jeśli ktoś musi)
- długopisy i drobne art. szkolne (te najlepiej przeznaczyć do rozdania w wiosce Hamerów), maskotki dla dzieci spotykanych po drodze. Ozdoby do włosów i drobna biżuteria dla kobiet, jeśli chcemy za coś podziękować. To jednakże ogromny dylemat - wozić prezenty, czy ich nie wozić, kwestia kontrowersyjna i trudna, pozostawiam ją każdemu do przemyślenia i podjęcia decyzji - ja wożę, rozdaję, choć zawsze wtedy towarzyszą mi mieszane uczucia...
Koniecznie trzeba się targować i najlepiej zapisywać ustalone kwoty na kartce, głównie w odniesieniu do ewentualnych lokalnych przewodników. Może się bowiem okazać po zakończeniu zwiedzania, że mamy do zapłacenia ileś tam birr dla kierowcy, dla pomocnika, za coś tam, co sobie przewodnik wymyśli. Niestety Etiopczycy traktują turystów jak wypchane bankomaty bez dna :(
Na zwiedzanie Doliny Omo polecam zdecydowanie wynajęcia przewodnika z autem 4/4. Auta te często są bez klimatyzacji, okna więc są otwarte a my podróżujemy mocno zakurzeni (o czym wspominałam wyżej).
Trzeba pamiętać, że Etiopczycy mają swój czas "afrykański" i punktualność nie jest ich mocna stroną. Dlatego jeśli okaże się, że nasz przewodnik zaczyna dzień od poślizgu, trzeba stanowczo go upomnieć, domagając się punktualności. Polecam także co rano poświęcić kilka chwil na ustalenie SZCZEGÓŁOWEGO harmonogramu dnia, tak, aby wszystkie punkty planu podróży zostały zrealizowane. Nie należy mieć w tych dwóch kwestiach najmniejszych skrupułów.
Jeśli zdecydujecie się na podróż z wynajętym kierowcą, dobrze jest na początku podróży ustalić kwestie noclegów, ustalić górną granicę cenową za pokoje, standard oraz dopytać o rezerwacje.
Nie polecam lotów wewnętrznych, lepiej poświęcić na podróż po Etiopii dwa, trzy dni dłużej.
Polecam usługi naszego przewodnika-kierowcy, Wondimu Kedru, poniżej jego profil na facebooku. Napisane tam jest co prawda, że mieszka w Berlinie, ale to błąd :) Wondu mieszka w Addis Abebie:)
https://www.facebook.com/wondimu.kedru?fref=ts
Za jego usługi płaciliśmy 120 $ za dzień (dzielone na ilość osób w aucie, max 4 miejsca poza kierowcą)
Polecam także usługi Balehageru do którego namiary podałam wyżej. tam należy się oczywiście także targować, przynajmniej do kwoty porównywalnej do tej, płaconej Wondimu. Ale Balehagaru jest bardzo solidny i uczciwy. Podczas naszej podróży do Lalibeli drugiego dnia podróży zepsuł nam się bus (poszła chłodnica), w ciągu trzech godzin dojechał kolejny bus który nas bezpiecznie dowiózł do miejsca przeznaczenia. W drodze powrotnej jechaliśmy z kolejnym kierowcą - przewodnikiem (Mollalegn Challa; e-mail: challa.molla@gmail.com; mollachalla@yahoo.com; tel.: 251 913 47 00 20; 251 912 46 60 27). Polecam także jego usługi.
Po powrocie do Addis Abeby postanowiłyśmy z koleżanką uzyskać obniżkę na wcześniej ustaloną cenę, ponieważ straciliśmy kilka godzin pobytu w Lalibeli, w której i tak mieliśmy bardzo mało czasu, w drodze do Lalibeli wbrew umowie nie mieliśmy zapewnionego noclegu w ustalonej cenie i standardzie, poza tym wracaliśmy autem pięcioosobowy, w siódemkę, tak więc trudno mówić o jakimkolwiek komforcie jazdy. Właściciel biura, Balehagaru z uśmiechem po krótkiej rozmowie zgodził się na zaproponowaną obniżkę, dodatkowo zawiózł koleżankę i mnie do MURSI GALLERY, a zastając nas wieczorem na ostatnim etiopskim piwie w hotelu TAITU zaprosił nas na wino, regulując nasz poprzedni rachunek, na koniec zawiózł nas osobiście na lotnisko, opłacając także drugą taksówkę. W sumie byliśmy pod jego wrażeniem i mogę z czystym sumieniem polecić jego biuro.

Polecone przez spotkanych Polaków hotele w miejscach w których nie byliśmy:
AKSUM: AFRIKA HOTEL (300 birr za dwójkę, wifi)
GONDER: EL SHAPE (400 birr za dwójkę, wifi w restauracji na dole)
ARBA MINCH - (my byliśmy w innym hotelu, zgodnie z moją relacją, ale ten podaję jako alternatywę) ROMI HOTEL hotel na odludziu (350 birr za dwójkę, brak wifi)

Przykładowe Ceny

Cen komunikacji miejskiej i lokalnej międzymiastowej nie znam, nie korzystaliśmy z niej. Taksówki w Addis trzeba mocno negocjować, my za taxi-busika płaciliśmy ok. 100 birr. Za przewodnika w Addis za kilka godzin objazdu po mieście płaciliśmy ok. 60 $ (dzielone na 7 osób).
Trzeba pamiętać, że w Etiopii w hotelach panują dziwne dla turystów zwyczaje, otóż w pokojach dwuosobowych dwie osoby tej samej płci płacą z reguły więcej niż dwie osoby różnej płci... Raz nawet nie zostaliśmy przyjęci do hotelu, bo właścicielka widząc, że w pokoju mają spać dwie kobiety odmówiła jego wynajęcia!!! Różnica w cenie to zwykle ok. 50 birr za pokój.
Wstęp do Parku Narodowego od osoby ok. 200 birr, wejście do wioski kolejne 200 birr, obowiązkowy przewodnik (który wsiada z nami do auta więc robi się ciut ciasno :) ) to następne 400 birr (ale na szczęście od auta), dodatkowy scaut z kałachem 110 birr (od auta).
Fotografowanie wedle ustaleń, przeważnie 5 birr od osoby za jedno lub kilka zdjęć (trzeba być czujnym i wiedzieć kiedy przestać focić, żeby cena nie wzrosła).
Spacer do wioski Hamerów z campingu w Turmi 120 birr (z fotografowaniem wszystkiego i wszystkich)
Łódka którą przeprawialiśmy się przez rzekę Omo do wioski Dassanech 2300 od 8 osób, tam zdjęcie grupy kobiet z plemienia oraz potem indywidualne zdjęcia każdego z nas z nimi to koszt 500 birr od grupy (po mocnych targach)
Piwo: 13 20 birr
Fanta/cola: ok. 15 birr
Indżera: 15 - 50 birr
Kawa: 3 - 5 birr
Herbata: 3 - 5 birr
Woda 600ml.: 10 birr
Rewelacyjne soki z owoców (mango, papaya, avocado, liczi): 20 - 40 birr
Dania w „lepszych” (przeważnie przyhotelowych restauracjach) np. makaron lub ryż z warzywami: 50 - 100 birr – na marginesie - ja tam zawsze wolę te lokalne knajpki dla lokalesów…
Pizza: 80 - 120 birr

Trasa

Autor Trip'u

nitkaska
Podróżuję w małych grupach 2-4 os. Niskobudżetowo, ale bez histerii (hotele tanie, jednakże z łazienką; podczas wyprawy wolę nocny przejazd autobusem niż przelot samolotem). Interesuje mnie kultura, przyroda jest dla mnie tłem dla ludzi. Zawsze przedłożę wizytę na najskromniejszej kolacji u lokalesów, nad zwiedzanie super atrakcji...

Ten Trip spodobał się:

Oloserpicco