Belize, Gwatemala, Meksyk ( Ameryka )
Szczegóły Tripu
- Kraj: Belize, Gwatemala, Meksyk
- Zakwaterowanie: hotele 3/4 , hotele 1/2 , guesthousey, kwatery prywatne
- Transport: publiczny
- Preferencje: kultura * , natura * , relaks *
- Intensywność: wysoka * , normalna * , niska * , bardzo niska *
- Czas trwania: 26 dni
- Budżet: około 10000 zł (w tym bilet lotniczy 4000 zł )
- Termin: grudzień 2018
Plan podróży
- Dzień 1 Gwatemala City
- Dzień 1 - 3 Quetzaltenango (Xela)
- Dzień 2 Xela- Laguna Chicabal
- Dzień 3 Xela- Wulkan Santa Maria
- Dzień 4 - 6 Santa Cruz de Laguna (Jezioro Atitlan)
- Dzień 6 - 8 San Pedro de Laguna (Jezioro Atitlan)
- Dzień 8 - 10 Antigua
- Dzień 10 - 12 Semuc Champey (Lanquin)
- Dzień 12 - 14 Flores (Tikal)
- Dzień 14 - 16 Belize, Caye Caulker
- Dzień 16 - 18 Bacalar, Meksyk
- Dzień 19 - 25 Wyspa Holbox, Meksyk
- Dzień 25 Cancun
Przed podróżą
Przed wyjazdem jedynie kupiliśmy bilety lotnicze (Warszawa-Melsyk- Cancun- Warszawa- 3600pln oraz Mexico City- Gwatemala City- 400pln) i zarezerwowaliśmy pokój na pierwszą noc w Gwatemali. Zrobiliśmy to tylko dlatego że przylatywaliśmy do Gwatemala City tuż przed północą i nie chcieliśmy po 30h podróży jeszcze spędzać nocy na dworcu autobusowym i w busie, bo szczerze mówiąc według nas w tym mieście nie ma za bardzo po co zostawać (ale oczywiście kto co woli i ile ma czasu).
Zaszczepieni jesteśmy od dawna więc nie interesowało nas to co zalecane.
Gwatemala City (dzień 1)
Nocleg
Hotel czysty, w samym centrum (Zona 1), część obsługi mówi dobrze po angielsku druga część wcale, ale są bardzo sympatyczni i pomocni. W hotelu jest ciepła woda, darmowe WiFi i śniadanie oraz darmowy transfer lotniskowy.
W okolicy
Hotel który wybraliśmy miał opcje darmowego transferu z lotniska. Miły, mówiący po angielsku pracownik stał z kartką z nazwiskiem przed lotniskiem. Do hotelu jechaliśmy 15min.
Gwatemala city nie ma zbyt wiele do zaoferowania dlatego też była jedynie koniecznym przystankiem w drodze do Xela (Quetzaltenango).
Transport do następnego miejsca
Po śniadaniu w hotelu (wliczonym w cenę) skoro świt, ruszyliśmy pieszo na Dworzec autobusowy Trans Galgos Internacional, który jest 700m od hotelu. Udaliśmy się tam bo w internecie znaleźliśmy rozkład według którego mieliśmy bus o 8:30. Na miejscu okazało się jednak że w soboty nie kursuje i wysłano nas na inny dworzec, niestety taxówką za 60Q (8km, 20min). Na tym dworcu dostaliśmy też gazetę z rozpiską firm autobusowych. Zdjęcie zamieszczam bo uważam że warto zadzwonić przed wyruszeniem z hotelu i się upewnić o której z którego dworca odjeżdża interesujący nas bus. Pracownik hotelu chętnie pomoże. W Gwatemali dobrze funkcjonuje uber i jest tańszy niż taxi o ok 40%. Jeśli nie mamy jeszcze karty sim a na dworzec jest daleko warto zamówić z hotelu korzystając z ich Wifi.
Nasze 2 bilety do Xela kosztowały 130Q ( 6Q za płatność kartą). Autobus ruszał o 10:30 i w Xela byliśmy o 14:30. Firma nazywa się Alamo i w sobotę busy były między innymi o 8:30 i 10:30. Autobus klasy polskiego PKS z początku lat 2000 ale z klimatyzacją.
Quetzaltenango (Xela) (dzień 1 - 3)
Nocleg
Hotel tani i jak za swoją cenę przyzwoity i tuż obok głównego placu w Zona1. Niestety pracownicy nie mówią ani słowa po.angielsku chociaż są bardzo sympatyczni. Poza tym.jest czysto i jest fajne patio. Na temat reszty nie będę pisał bo hotel podczas naszego pobytu hotel był remontowany więc zakładam że niedogodności zostaną naprawione.
W okolicy
Po dotarciu do celu i zameldowania się w hotelu, poszliśmy coś zjeść, kupiliśmy karty Sim i zrobiliśmy rekonesans co do planów na następne dni. To niestety nie jest łatwe bo w mieście mało kto mówi po angielsku a najlepiej radzą sobie z tym językiem bezdomni i żebracy. Nie ma ich wielu, ale odpoczynek na głównym rynku jest skutecznie przez nich przerywany.
Tego dnia kończymy w miarę wcześnie bo następnego ranka wczesna pobudka no i cały czas Jet lag daje się we znaki.
Karty Sim przydają się aby mieć internet i kontakt ze światem bo w hotelach wifi zazwyczaj jest ale często słabej jakości, a w tamtych rejonach przy braku znajomości hiszpańskiego internet jest szczególnie przydatny ;) My karty kupiliśmy właśnie w Xela w punkcie który nazywa się Conection. Niestety w wielu punktach i sklepach gdzie są reklamy internetu można go tylko doładować. Kartę sim natomiast można kupić tylko w tych specjalnych punktach. Koszt na 15 dni internetu (7dni wykonania połączeń, 30 dni działający Whatsup) to 50Q. Inne plany taryfowe proporcjonalne cenowo.
Xela- Laguna Chicabal (dzień 2)
W okolicy
Wstajemy wcześnie rano.aby z hotelu wyjść przed 6tą. Do dworca autobusowego Terminal Xela, z którego odjeżdżają wszystkie Chicken busy jest 3km. Czytałem o Colectivo (małe busy) odjeżdżające z jakiegoś skrzyżowania ale w hotelu twierdzili że nie ma takich. Ze względu na oszczędność czasu z rynku obok hotelu bierzemy taxi (40Q). Na dworcu wielu pomagierów pomoże znaleźć odpowiedni bus (do San Martin Sacatepequez). Nie są to naganiacze, którzy dostają prowizję więc nie należy się ich bać ;) wiem bo widziałem że płaciłem tyle co miejscowi. Wystarczy powiedzieć że chce się dojechać do Laguna de Chicabal. Koszt od osoby to 10Q a czas to 1 do 1,5h. Pomagier od biletów powie kiedy wysiąść a wysadzają tuż przy drodze na lagunę. Droga jest dobrze oznaczona i na każdym zakręcie są strzałki więc dotarcie jest proste. Trasa to ok 4km jednak nie należy się łudzić że wejdzie się szybko ;p jest to trekking całkiem wymagający bo sporo jest stromych podejść i wejście może zająć nawet 2h i więcej. Można się załapać na podwózkę, albo samemu ją łapiąc albo może zostać ona zaproponowana przez kogoś z przejeżdżających. My z takiej skorzystaliśmy. Co prawda tylko ¼ drogi za 5Q za osobę ale chyba było warto bo był to dopiero nasz 2 dzień na tych wysokościach i to chyba była za krótka aklimatyzacja ;) w połowie drogi jest punkt z biletami (50Q/os). Z tego miejsca można znowu zapłacić żeby wjechać (ale to są już chyba jakieś 'wyspecjalizowane' formy, których reklamy widzieliśmy wczęsniej po drodze, a nie prywatni kierowcy) albo dalej iść samemu (my postanowiliśmy tę drogę pokonać już sami). Nie powiem żeby to była bułka z masłem ;) i nie chodzi tu tylko o kondycję… trzeba pamiętać że jesteśmy na wysokości 2500m. i powietrze tu już jest trochę rzadsze. Po dojściu na górę czeka nas jeszcze spacer w dół schodami, które niestety później trzeba pokonać w odwrotną stronę ;) Na dole mamy piękne, spokojne jeziorko przy którym Majowie odprawiają swoje chrześćjańsko indiańskie rytuały. Niestety jednak nam nie było dane tego o zobaczyć bo okazało że nie są one odprawiane codziennie i wszystko jest uzależnione od kalendarza Majów. Niestety w żadnym przeczytaniu przeze mnie blogu nie było takiej informacji. Byłem tym trochę rozczarowany bo na tym zależało mi najbardziej ale i tak fajnie było tam być i się pobyczyć nad tym jeziorkiem ;) Powrót do głównej drogi zajmuje trochę mniej czasu ale wcale nie jest to szybko ;) trzeba liczyć 1,5h. Tam co chwila jeżdżą chicken busy. O nic nie trzeba się martwić bo sami się zatrzymają i pytają gdzie się chce jechać.
Xela- Wulkan Santa Maria (dzień 3)
W okolicy
Z hotelu wyruszamy tuż po 5ej. Musimy dojść ok 1km do Parque Calvario pod kościół skąd co chwila (rano to może być dłuższą chwila, ale my czekamy może z 5 min) odjeżdżają Chicken busy do wioski Llano de Pinal skąd zaczyna się trekking. Jak zwykle to bardziej im zależy na tym żeby nas zabrać niż nam, dlatego na pewno nas zauważą ;) wystarczy powiedzieć że jedziemy na wulkan Santa Maria. Podróż trwa może 20min. Wysiadamy (też nam powiedzą gdzie) przy szlaku na wulkan. Jeśli mamy aplikacje mapa.me nie powinniśmy mieć problemu z trafieniem do celu chociaż mogą się trafić że dwie pomyłki o czym wcześniej czytałeś na jakimś blogu. Cała trasa ma wg maps.me 4,2km chociaż mam wrażenie że nie uwzględnia drobnych zakrętów i tego że droga się lekko wije wśród lasów ;) według mapy w górę powinniśmy iść nie wiele ponad 2h, ludzie na blogach piszą że to ok 3,5, a nam to zajęło ok 5 ale właśnie te dwa razy o których pisałem się pomyliliśmy. Gdyby nie to prawdopodobnie zajęło by nam to ok 4 może z małym kawałkiem. Trzeba pamiętać że jest to wysokość prawie 4000m i naprawdę tego powietrza tam trochę brakuje jak się nie jest przyzwyczajonym. Pierwsza zmyłka drogi może się zdarzyć po ok 1km. Główna droga prowadzi prosto a powinno się skręcić w lewo w niepozorną odnogę która jest bardziej ścieżką niż drogą którą do tej pory szliśmy. Druga zaś, która kosztowała nas dużo więcej czasu i energii jest dokładnie wtedy, kiedy do celu mamy 2km (wg maps.me). Wchodzimy wtedy na polane na której jest sporo śmieci i też wydaje się że powinniśmy iść prosto, jednak zaraz na początku tej polany trzeba skręcić w prawo znowu w niepozorną ścieżkę. Od tego momentu nie powinno już być problemów, poza tymi kondycyjnymi. Im wyżej tym stromiej i trekking naprawdę nie jest łatwy. Nieliczni turyści, których spotkaliśmy po drodze wcale nie byli dużo szybsi od nas a wyglądali na młodszych i lepiej przygotowanych fizycznie ;) nie wiem jak tam wchodzą całe indiańskie rodziny z dziećmi i tobołkami do odprawiania tam świętych obrzędów... u nas w sumie ludzie do Częstochowy też chodzą ;) nie mniej jednak widoki na górze wynagradzają wysiłek :) o ile się trafi na pogodę, która jak to w górach bywa lubi szybko się zmieniać. Nam się udało, ale w ostatniej chwili :) powrót zajmuje ok 2 do 3h. Na dole w tym samym miejscu łapiecie busa za2,5Q do Xela.
Aha, i to czego nam się nie udało zobaczyć na Lagunie Chicabal (obrzędy indiańskie) zobaczyliśmy tutaj :)
Transport do następnego miejsca
Oszczędzając siły, których już brakowało i czas, po opuszczeniu Chicken busa bierzemy taxi i jedziemy do hotelu po rzeczy, które już stoją spakowane w przechowalni i jedziemy na Bus Terminal (taxówkarz będzie wiedział który) ten sam z którego jechaliśmy dzień wcześniej na lagune (chyba to jest międzymiastowy), aby stamtąd pojechać do Panajachel (jezioro Atitlan). Mimo pozornego bałaganu na dworcu, o znalezienie odpowiedniego busa nie ma się co martwić, bo zanim wysiedliśmy z taxi już stał przy nas gość z odpowiedniego busa i prawie wyrywał plecaki żeby pomóc wrzucić je na góre bo bus za chwile odjeżdżał :) nigdzie nie widziałem żeby to tak dobrze działało ;) 3min później za 25Q za osobę jedziemy do Pana (tak w skrócie mówi się na Panajachel). Podróż trwa ok 2,5h i do celu dojeżdżamy po 19ej przez co nie zdążamy na ostatnie łodzie (o19ej) do innych miejscowości.
Na tę okazje na wszelki wypadek mieliśmy namierzony hotel, ale po opuszczeniu busa na przystanku Pana Centro w Panajachel dopadł nas naganiacz. Rzadko daje się złapać w takie sidła ale tu oferta była korzystna tym bardziej że planowaliśmy tam tylko przenocować aby skoro świt popłynąć do Santta Cruz. Do hotelu El Centro mieliśmy z przystanku 50m. pokój był czysty, z wifi i ciepła wodą. Z hotelu do przystani, z której odpływają łódki do wszystkich wiosek było 500m. Koszt hotelu to 125Q za dwójkę (mimo oficjalnych 200Q- w każdym hotelu w Gwatemali w pokoju lub recepcji jest oficjalny cennik zatwierdzony przez jakieś władze i zawsze wygląda tak samo, niczym jakaś licencja). Hotelu tego jednak nie znajdzie w żadnym popularnym portalu, więc jeśli chcecie zapłacić mniej zdajcie się na los, bo wszystkie pokoje jakie sprawdziliśmy były sporo droższe ;)
Rano skoro świt po śniadaniu w jednej z knajpek udajemy sie do portu. Łódki do Santa Cruz de Laguna (oraz każdej innej miejscowości nad jeziorem) odpływają z Pana co 20 min i płyną może 10min. Koszt 10Q/os (zaczyna się oczywiście od 25Q... później już niestety nie da się uniknąć przepłacenia, bo robią turystów jak mogą, szczególnie chyba tych z plecakami, którzy nie mówią po hiszpańsku)
Santa Cruz de Laguna (Jezioro Atitlan) (dzień 4 - 6)
Nocleg
Hotel super. W pierwszej linii brzegowej, tuż obok portu, ale to kompletnie nie przeszkadza bo łódki są ciche a pokoje trochę bardziej oddalone od recepcji. Do wynajęcia jest kilka bungalowów oraz 2 lub 3 pokoje, w naszym mniemaniu nie wiele się różniące od 3 razy droższych chatek. W dodatku pokoje są na końcu ogrodu więc prywatności więcej i z prawie prywatnym dużym ogrodem. Pokój co prawda bardzo podstawowy ale czysty i z ciepłą wodą. W całym ogrodzie jest piękna kolorowa roślinność, biegają wiewiórki i jaszczurki i śpiewają ptaki (ale to chyba właśnie bliżej pokoi). Stanowczo polecam :)
W okolicy
Nasz pobyt nad jeziorem Atitlan postanowiliśmy podzielić na dwa etapy. Spokojny, przeznaczony na regenerację po dwóch poprzednich dniach i na drugi, gdzie tego spokoju już tak nie potrzebowaliśmy. Pomysł był to doskonały a i nasze wybory na podstawie wyszukanych wcześniej w necie informacji były super.
Santa Cruz de laguna jest baaardzo spokojną (jeszcze) wioską. Nie ma tam wielu knajp i hoteli a i turystów mało (jeszcze).
Większość tego czego oczekują przyjezdni znajdujemy na dole w pierwszej linii brzegowej, na górze natomiast toczy się życie mieszkańców. Z Santa Cruz jest piękny widok na wulkany (czego nie doświadczymy w San Pedro!). Tutaj też możemy się poprzechadzać pomostami wzdłuż brzegu i tu i ówdzie mamy dostęp do jeziora, w którym można się wykąpać (temp w ciągu całego roku to ok 22 stopnie więc znośnie). Takiego dostępu do jeziora nie doświadczymy podobno w innych wioskach (w San Pedro i Santiago Atitlan sprawdzone i faktycznie tak jest).
Z rzeczy które mogę polecić (poza hotelem), to nie wyględna knajpa Holy Tortillas, zaraz po prawej stronie 10m od portu. Jedzenie jest smaczne, choć długo się czeka (ok1h) ale przynajmniej wiadomo że świeżo zrobione.
Restauracja w naszym hotelu też serwuje smaczne kolacje (innych rzeczy nie jedliśmy) a idąc do końca pomostami (10min) w lewo od portu za naszym hotelem, dochodzimy do restauracji (też hotelowej) w której są pyszne soki owocowe polecane na jakimś blogu.
Na największe jednak uznanie zasługuje knajpa w centrum wioski na górze, tuż obok kościoła i szkoły. Jest to restauracja w Centrum wspierania kobiet. Z dołu widać baner z napisem CECAP. Dojście ostro w górę zajmuje 15min albo można podjechać za 10Q/os tuk tuk'iem. Serwują przepyszne śniadania, świeże soki i gorącą czekoladę a widok na wulkany jest nieziemski :)
Podsumowując, Santa Cruz to idealne miejsce na relaks. Nam tego było trzeba. Miejsc gdzie można zjeść nie znajdziecie wielu ale wszędzie poziom jest naprawdę wysoki a ceny standardowo gwatemalskie.
Transport do następnego miejsca
Skoro świt po ostatnim śniadaniu w restauracji CECAP płyniemy łódką do San Pedro. Powinno to kosztować 15Q ale w Santa Cruz jest chyba jakaś zmowa (pisałem o tym wcześniej) bo choć bardzo staraliśmy się nie dać, musieliśmy zapłacić 25Q/os. Czas to 20min.
San Pedro de Laguna (Jezioro Atitlan) (dzień 6 - 8)
Nocleg
Hotel super. Chyba najlepszy do tej pory w Gwatemali. Czysto, obsługa mówiąca po angielsku. Nie w samym centrum dzięki czemu w cichej okolicy, ale nadal blisko do portu i wszelkich knajp. Na górze jest duży taras a w restauracji super jedzenie jak się komuś nie chce iść gdzieś indziej.
W okolicy
San Pedro w porównaniu do Santa Cruz to metropolia ;) prawdziwie turystyczne miasteczko z mnóstwem knajp i hoteli. O dziwo ceny tutaj zaskakują pozytywnie, wybór jest duży a jakość usług bardzo dobra. Nie widać stąd wulkanów, ale widoki są ładne. Niestety w okolicach centrum dostęp do wody (aby do niej wejść) jest w zasadzie niemożliwy. Szukając noclegu widzieliśmy że dalej od centrum (ok1km) można znaleźć coś z dostępem do wody, ale wtedy dalej do wszelkich knajp.
Pierwszy dzień przeznaczyliśmy na rekonesans i dalszy relaks, bo po to w sumie się przyjeżdża nad Atitlan. Można tu popływać kajakami, można nauczyć się hiszpańskiego, poćwiczyć jogę…
Następnego dnia postanowiliśmy popłynąć do Santiago Atitlan na tamtejszy bazar, bo naczytaliśmy się że jest tańszy i bardziej klimatyczny od bazaru w Chichicastenango. Nie byliśmy w tym drugim ale ten nam całkowicie wystarczył. Według mnie bazary były fajne kiedyś, zanim zalało je chińskie badziewie i plastik. Tak było i tutaj chociaż oczywiście folkloru nie zabrakło. Tylko tu widzieliśmy tradycyjnie ubranych mężczyzn w krótkich spodenkach w paski. Spotkani później znajomi, którzy byli w Chichicastenango i potwierdzili to co przypuszczaliśmy (i wyczytaliśmy na jakimś blogu) że ten bazar w Santiago był nawet lepszy od Chichi. Podróż łódką do Santiago trwa 20min i kosztuje 25Q/os i znowu ciężko to ominąć choć miejscowi płacą mniej. Można popłynąć też do innych miejscowości, ale nam po tym co przeczytaliśmy o nich w necie jakoś specjalnie nie zależało. Myślę że tam gdzie byliśmy to była kwintesencja jeziora Atitlan. Jak ktoś ma ochotę pomedytować to może rozważyć San Marcos, ale czytałem zbyt dużo opini ludzi, którzy byli tym miejscem rozczarowani więc odpuściliśmy.
Po powrocie z bazaru w jednej z agencji (ceny wszędzie prawie takie same) rezerwujemy wejście następnego ranka na wschód słońca na Nos Indianina. Koszt 100Q/os, start o 3:45 z San Pedro zazwyczaj spod agencji w której kupuje się trip'a. Można to zrobić samemu ale kompletnie nie ma to sensu. Transport do Santa Clara plus 'bilety’ za przejście przez prywatne ziemię wyjdą nie wiele taniej.
W tej samej agencji rezerwujemy bilety na autobus do Antigua, który odjeżdża od razu po naszym powrocie z tego krótkiego trekkingu (ok.8ej). W 5ciu agencjach mówiono nam że nie ma szans żebyśmy zdążyli ma ten transport po trekkingu na Nos Indianina i następny bus jest o 13:30 (są też o 6:00 i 10:00 ale ten o 10;00 nie widzieć czemu chwilowo nie kursuje). Na szczęście poszliśmy do jeszcze jednej agencji, w której okazało się że bez problemu da radę tak zrobić, bo wszystko jest tak zorganizowane że zostajemy w wiosce skąd rusza się na podejście na nos, a tamtędy przejeżdża nasz bus do Antigua więc wcale do San Pedro nie trzeba wracać, tylko trzeba wziąć ze sobą bagaże. I faktycznie dało radę :) i jeszcze mieliśmy czas na śniadanie u jednej rodzinki gdzie podczas wejścia na Nos były przechowywane nasze bagaże :) tu oczywiście też nie ma się o co martwić bo zostajemy pod opieką kogoś kto nas do tego busa wsadzi i jest cały czas w kontakcie z kierowcą. Myśleliśmy że da się dojechać do Antigua Chicken busem, ale w hotelowej recepcji powiedziano nam że nie ma sensu bo trzeba się przesiadać w Chichicastenango i długo to trwa. Ale jeśli ktoś zmienia miejsce z Atitlan na Antigua w czwartek albo w niedziele to już jest to warte rozważenia, bo wtedy działa bazar w Chichicastenango (jeśli się go chce oczywiście odwiedzić)
Co do San Pedro naczytaliśmy się że jest to miejsce typowo turystyczne i to prawda, a poza tym miało być głośno i mocno imprezowo, ale tego już potwierdzić nie możemy. Były knajpy z muzyką na żywo wieczorem ale ogólnie mieliśmy wrażenie że życie po 20ej zamiera. Może byliśmy poza tutejszym sezonem (koniec stycznia), a może mamy inny poziom tolerancji ale do Playa de Carmen czy Sopotu to się pod względem imprezowym nie umywało ;) i dobrze :) my się tego trochę baliśmy i dlatego na początku pojechaliśmy na 2 dni do Santa Cruz. Gdybym wiedział że tak tu spokojnie możliwe że od razu byśmy przyjechali tutaj i najwyżej aby mieć dostęp do wody zamieszkali dalej od centrum. Wtedy też można by zaoszczędzić 1 dzień z tych 4 bo uważam że 3 by wystarczyły. Bo naczytaliśmy się też przed wyjazdem, jak to tu jest pięknie i niesamowicie i że żadna ilość dni tu nie wystarcza. I oczywiście nie jest to dalekie od prawdy, pod warunkiem że jest się w kilkumiesięcznej podróży przez Amerykę środkową i można sobie pozwolić na taki relaks. Przed nami natomiast było wiele innych ciekawych miejsc i być może jedno z nich było warte tego żeby zostać tam dłużej niż planowaliśmy dlatego po 4 dniach fajnego relaksu ruszyliśmy dalej.
Aktualizacja: spotkani znajomi, którzy mieszkali wyżej i dalej od wody, powiedzieli że tam już było trochę bardziej imprezowo i głośno.
Transport do następnego miejsca
Skoro świt ruszamy na Nos Indianina. Widoki faktycznie super i warto a trekking nie jest wymagający.
Następnie bus do Antigua kupiony w agencji (niestety nie pamiętam ceny, chyba było to 110Q/os). Docieramy na miejsce przed 13tą.
.
Antigua (dzień 8 - 10)
Nocleg
Hotel super, 5min od wszystkich atrakcji w Antigua. Bardzo duży i czysty pokój z fajnym prysznicem w pokoju kąpielowym(!) przydał się po powrocie z Acatenango. Stanowczo polecam.
W okolicy
Antigua to jak do tej pory najfajniejsze miasteczko w jakim byliśmy. Bardzo klimatyczne i turystyczne choć nie brakuje prawdziwego ducha miasta. Nie jest duże więc obejście go nie powinno zająć wiele czasu. Niestety jest zrobione bardzo pod turystów i w centrum nie łatwo o miejsce z prawdziwym środkowo amerykańskim jedzeniem. Mnóstwo natomiast pizzeri, sushi i innych drogich przybytków, ale jak się człowiek uprze to znajdzie i lokalne garkuchnie.
Pierwszego dnia odwiedzamy również agencje turystyczną w celu zorientowania się jak dostać się do następnego miejsca (o tym później). Poza tym dalej plączemy się po Antigua nie przemęczając się za bardzo bo jutro rano ruszamy na podbój Acatenango i Fuego.
Treking na Acatenango to jeden z głównych punktów programu ;) już sporo czasu przed wyjazdem przeszperałem internet w celu znalezienia odpowiedniej agencji z którą to zrobimy. Zaufałem temu co znalazłem i było ok, chociaż duża część z.informacji wydaje się już nieaktualna. Czytałem że tylko ta agencja (kiedyś najlepsza) ma na górze rozbite namioty i nie trzeba ich że sobą targać na górę, tymczasem na górze jest mnóstwo rozbitych namiotów i widziałem tylko nielicznych turystów z prywatnymi przewodnikami (bez przewodnika wejście na Acatenango jest zabronione), którzy nieśli swój sprzęt. Poza tym lunch, który jest wliczony w koszt był ok, ale wycieczki amerykanów, z którymi mieliśmy postoje miały pudełka z jedzeniem wyglądające dużo lepiej. Poza tym idzie się ta sama trasą i koszt wszędzie jest taki sam albo podobny. My płaciliśmy 350Q/os (w tym 50 to wejście do parku). W tej cenie jest prawie wszystko- przewodnik, nocleg w namiocie na karimacie w ciepłym śpiworze, jedzenie… że sobą trzeba wziąć wodę (zalecają 3 litry /os) i przekąski energetyczne. Dobrze też zaopatrzyć się w odpowie ubranie, a przede wszystkim buty, bo tych nie można wypożyczyć. Widziałem oczywiście mnóstwo ludzi w adidaskach ale to nie jest najlepszy pomysł. Resztę można pożyczyć w naszej agencji. Ciepłe kurtki są do wypożyczenia za darmo. Nie jest to może krzyk mody turystycznej tylko bardziej przegląd ciuchlandów, ale my się na to zdecydowaliśmy(za namową spotkanych wcześniej Polaków) bo na górze czysto nie jest i szkoda na jeden trekking marnować swojego ciucha.
Można też za darmo (jak ktoś nie ma), wypożyczyć mały plecak, bo mimo wszystko kilka ciepłych ciuchów i tą wodę trzeba na górę wtargać. Za nie duża opłata (5Q) można też wypożyczyć rękawiczki, czapki i szaliki. Wszystko to warto mieć bo na górze jak to w górach pogoda bywa różna. U nas np. niby było 5 stopni, ale wiatr był taki, że po wejściu rano na sam szczyt na wschód słońca, temperatura odczuwalna była -10 :/ na szczęście na szczycie się nie nocowało i byliśmy tam tylko 45min. Ogólnie baliśmy się że i w namiotach będzie gorzej a było naprawdę ciepło. Mojej drugiej połówce, która jest zmarźluchem strasznym, w namiocie było nawet momentami gorąco. Ale fakt że była ubrana w podkoszulkę, bluzę termoaktywną i bluzę zwykłą plus śpiwór ;)
Wejście na górę zaczyna się ok 10ej (z hotelu odbierają ok 8ej) i trwa ok 4,5 do 5,5h w zależności od tempa grupy. Na górze nocleg i podziwianie erupcji Fuego (najlepiej w nocy) oraz kolacja. Pobudka o 4ej, 40min podejścia i podziwianie wschodu słońca oraz Fuego ze szczytu Acatenango. Następnie zejście do bazy, śniadanie, zabranie rzeczy i spacer w dół ok 2,5 do 3h oraz powrót do hotelu na ok 12:00.
Aby skontaktować się z.agencją Antigua to jak do tej pory najfajniejsze miasteczko w jakim byliśmy. Bardzo prawdziwe i klimatyczne. Nie jest duże więc obejście go nie powinno zająć dużo czasu. Niestety jest zrobione bardzo pod turystów i w centrum nie łatwo o miejsce z prawdziwym środkowo amerykańskim duchem. Mnóstwo natomiast pizzeri, sushi i innych drogich przybytków, ale jak się człowiek uprze to znajdzie i lokalne garkuchnie.
Tego dnia odwiedzamy również agencje turystyczna w celu zorientowania się jak dostać się do następnego miejsca (o tym później). Poza tym dalej plączemy się po Antigua nie przemeczając się za bardzo bo jutro rano ruszamy na podbój Acatenango i Fuego.
Treking na Acatenango to jeden z głównych punktów programu ;) już sporo przed wyjazdem przeszedłem internet w celu znalezienia odpowiedniej agencji. Zaufałem temu co znalazłem i było ok, chociaż duża część z.informacji wydaje się juz nieaktualna. Czytałem że tylko ta agencja (kiedyś najlepsza) ma na.górze rozbite namioty i nie trzeba ich że sobą targać na.górę, tymczasem na górze jest mnóstwo rozbitych namiotów i widziałem tylko nielicznych turystów z prywatnymi przewodnikami (bez przewodnika wejście na Acatenango jest zabronione), którzy nieśli swój sprzęt. Poza tym lunch, który jest wliczony w koszt był ok, ale wycieczki amerykanów, z którymi mieliśmy postoje miały pudełka z.jedzeniem wyglądające dużo lepiej. Poza tym idzie się ta sama trasą i koszt wszędzie jest taki sam albo podobny. My płaciliśmy 350Q/os (w tym 50 to wejście do parku). W tej cenie jest prawie wszystko- przewodnik, nocleg w namiocie na karimacie w ciepłym śpiworze, jedzenie… że sobą trzeba wziąć wodę (zalecają 3 litry /os) i przekąski energetyczne. Dobrze też.zaopatrzyć się w odpowie ubranie, a przedewszystkim buty, no tych nie można wypożyczyć. Widziałem oczywiście mnóstwo ludzi w adidaskach ale to nie jest najlepszy pomysł. Resztę można pożyczyć w naszej agencji. Ciepłe kurtki są do wypożyczenia za darmo. Nie jest to może krzyk mody turystycznej tylko bardziej przegląd ciuchlandów, ale mu się.na to zdecydowaliśmy bo na.górze czysto nie jest i szkoda na jeden trekking marnować swojego ciucha.
Można też za darmo jak ktoś nie ma, wypożyczyć mały plecak bo mimo wszystko kilka ciepłych ciuchów i ta wodę trzeba.na.górę wtargać. Za nie duża opłata (5Q) można też wypożyczyć rękawiczki, czapki i szaliki. Wszystko to warto mieć bo na górze jak to w górach pogoda bywa różna. U nas np. niby byko 5stopni ale wiatr był taki ze temp odczuwalna była -10 :/ ale.to tylko na samym szczycie ranonjal.si poszło na wschód słońca. Ogólnie baliśmy się że i w.namiotach będzie gorzej a dało się wytrzymać. Mojej drugiej połowce, która jest zmarźluchem strasznym w namiocie było.nawet momentami gorąco. Ale fakt że była ubrana w podkoszulke, bluzę termoaktywną i bluzę zwykłą.
Wejście na górę zaczyna się ok 10ej (z hotelu odbierają ok 8ej) i trwa ok 4,5 do 5,5h w zależności od tempa grupy. Na.górze nocleg i podziwianie erupcji Fuego oraz kolacja. Pobudka o 4ej, 40min podejścia i podziwianie wschodu słońcaoraz Fuego ze szczytu Acatenango. Następnie zejście do bazy, śniadanie, zabranie rzeczy i spacer w dół ok 2,5 do 3h oraz powrót do hotelu na ok 12:00.
Aby skontaktować się z.agencją Soy Tours należy pisać na adres info@soytours.com . Rezerwacji wystarczy dokonać 2 może 3 dni przed terminem wejścia. Nie trzeba wpłacać zaliczki tylko podać liczbę chętnych osób (jeśli są wśród nich pary, to trzeba to zaznaczyć żeby mieć prywatny namiot) i nazwę hotelu. Agencje mogę polecić z czystym sumieniem ale pewnie nie dużo się różni od innych organizatorów.
Co do samego trekingu- raczej wymagający ale do zrobienia dla każdego. W zależności od kondycji może się bardziej nasapiemy niż inni, ale tempo wejścia zawsze jest podporządkowane najsłabszym więc nie trzeba się obawiać, bo z trzech przewodników zawsze jeden zamyka grupę
Trzeba pamiętać że to nie wyścig :)
Według mnie ten trekking był trochę łatwiejszy niż ten na Santa Marie. Może dlatego że jest rozłożony na 2 dni, albo już wiedziałem czego się spodziewać albo byłem lepiej zaaklimatyzowany. Nie jest to duża różnica trudności, bo oba są raczej podobne, ale mimo wszystko po tym na Acatenango byłem w lepszej formie. Różnica jest taka, że na Acatenango najgorsze i najbardziej strome są pierwsze 2h a później jest już łatwiej. Na Santa Maria jest odwrotnie ;)
Po powrocie do Antigua regenerujemy się na różne sposoby w hotelu i okolicach.
Na noc kiedy mieliśmy trekking zostawiliśmy bagaże w hotelu w którym mieszkaliśmy przed trekkingiem nie płacąc za to, ale od razu rezerwując nocleg po powrocie.
Transport do następnego miejsca
Już pierwszego dnia w Antigua w jednej z agencji (ceny wszędzie takie same) kupiliśmy bilet na busa do Lanquin (czyli prawie do Samuc Champey). Bardzo chcieliśmy żeby był to autobus nocny, bo to 9h w podróży, ale niestety nie ma takich. Nie było też możliwości wyruszyć od razu po powrocie z trekkingu i musieliśmy jeden (następny) dzień ‘zmarnować’ na tą podróż. Autobusy z Antigua do Lanquin są tylko 2 dziennie. Przy czym wtedy, kiedy my byliśmy był jakiś dziwny sezon i mało turystów i z dwóch kursów dziennie o 8 i 14:00 odbywał się tylko ten pierwszy. Faktycznie coś w tym musiało być bo w busie było 5ro pasażerów razem z nami. Koszt to 150Q/os. Można Chicken busami ale z kilkoma przesiadkami i wcale nie dużo taniej a na pewno duuużo dłużej
Po drodze są 2 postoje po 3ech i 6ciu godzinach. Pierwszy na stacji benzynowej drugi w restauracji.
Ostatnie 10km drogi do Lanquin do przyjemnych nie należy bo droga jest wąska i nie utwardzona, ale ma to swój klimat a widoki są piękne. Po dojechaniu do Lanquin ok godz 17ej na przystanku jest kilku miejscowych oferujących noclegi. Należy ich się spytać o hotel który wybraliśmy. Wskażą wtedy do którego pick-up'a wsiąść bo większość o ile nie wszystkie hotele w okolicy mają darmowy transfer z Lanquin. Po zabukowaniu hotelu dostaliśmy informację że transfer z Lanquin jest darmowy. Zapytaliśmy w odpowiedzi na maila jak go znajdziemy. Nikt nam co prawda nie odpisał ale okazało się ze nie ma sie o co martwić. Nawet jeśli autobus się spóźnia to oni o tym wiedzą i czekają na swoich gości. Wioska jest nie duża i wszystkie przesiadki odbywają sie w jednym miejscu. Naprawdę jest to tak zorganizowane że nie trzeba się o nic martwić.
Z Lanquin do naszego hotelu, który jest najdalej od wioski ale tuz przy parku jedzie się (zazwyczaj na pace pick up'a) kolejne 45min.
Semuc Champey (Lanquin) (dzień 10 - 12)
Nocleg
My wybraliśmy hostel najbliższy Semuc Champey. Znajdował się on 100m. od wejścia do parku. Uważam że był to świetny wybór. Domki były bardzo przyjemne a jedzenie w restauracji przyzwoite choć nie były to rarytasy. Ceny w restauracji były może troszkę wyższe od tych w miastach ale nie była to znacząca różnica. W.hotelu był też basen jak ktoś lubi ;)
Można nocować w hostelach po drodze z Lanquin. Mieszka się wtedy w dżungli ale jest daleko zarówno do Semuc jak i Lanquin (kilka km w zależności od hostelu). Można też zamieszkać w Lanquin. To fajna wioska typowo gwatemalska ale nie jest tam tak spokojnie a do Semuc trzeba dojechać. My wybraliśmy spokój i naturę z domieszką wygody w postaci bliskości do miejsca, dla którego się tu przyjeżdża i uważam że był to super wybór.
W okolicy
Rano idziemy do parku. Wstęp 25Q /os. Następnie wspinamy się 20min na punkt widokowy, aby później zejść na dół i się kąpać w tym co przed chwilą oglądaliśmy. W hostelu można kupić całodniową wycieczkę z przewodnikiem (175q) ale o ile nie chce się wchodzić do jaskiń nie jest to ani trochę potrzebne bo trudno tam się zgubić. Do jaskiń natomiast nie wolno wejść bez przewodnika więc wycieczka wskazana.
Poza tym można pospacerować po okolicy podziwiając przyrodę ale w zasadzie do Lanquin przyjeżdża się tylko dla Semuc Champey. Jest to bardzo urokliwe miejsce, ale gdyby nie to że jest po drodze z Antigua do Flores, a nie jest to droga krótka, to nie wiem czy warte jechania specjalnie po to żeby to zobaczyć.
Transport do następnego miejsca
Od razu po przejechaniu wieczorem do hostelu wykupiliśmy transport na pojutrze do Flores. Koszt 140Q i była to dobra cena bo w Antigua kosztowało to 150Q. Start z hostelu o 7:00 a z Lanquin o 8:00- jest to jedyny transport każdego dnia. Obsługa hostelu zawozi nas do Lanquin a tam przesiadamy się do busa. Nie ma o co się martwić zarówno przyjeżdżając jak i wyjeżdżając z Lanquin bo wszystko jest doskonale zorganizowane i na pewno o nikim nie zapomną :)
Transport do.Flores trwa ok 8h i na miejsce dojeżdżamy ok 16:30.
Pod koniec trasy do busa wsiada przedstawiciel jednej z agencji turystycznych oferujących to co wszyscy inni czyli wycieczki do Tikal oraz innych miejsc jak również transfery do następnych miejsc. Nie narzucają się ale dokładnie o wszystkim informują. Po dojechaniu na miejsce sprawdziliśmy oceny tej agencji na tripadvisor oraz poszliśmy do dwóch innych z tripadvisor'skiego podium sprawdzić ich ofertę i suma sumarum wróciliśmy do tej, bo wyszło najlepiej i jakoś najbardziej nam pasowało, a prawda jest taka że i tak wszyscy jadą tymi samymi busami do Tikal (i wszędzie indziej) ;) tu po prostu wyszło ciut taniej a polecana agencja Los Amigos z hostelu o tej samej nazwie była ciut droższa.
Flores (Tikal) (dzień 12 - 14)
Nocleg
Hotel we Flores znośny ale bez rewelacji. Plusem jest ładny widok z pokoju na jezioro i dobra lokalizacja ale to akurat ma chyba każdy inny hotel bo chyba wszystkie, a na pewno znaczna większość, znajdują się na jednej ulicy na małej wysepce ;)
W okolicy
Flores jest uroczym miasteczkiem na wyspie na jeziorze. Całe miasteczko można obejść spacerem w ciągu kilkudziesięciu minut. Można też mostem przejść do głównego miasta o nazwie San Benito ale my tego nie zrobiliśmy bo chyba nie ma po co. Na wyspie większość hosteli jest na jednej ulicy a wokół jest sporo sklepów i restauracji na każdą kieszeń.
My w dniu przyjazdu kupiliśmy pakiet we wspomnianej agencji. Za 270Q/os mieliśmy poranne zwiedzanie Tikal oraz transfer do następnego miejsca czyli wyspę Caye Caulker w Belize (autobus i łódkę w cenie) i to była dobra oferta - sprawdziliśmy i policzyliśmy to :) można kupić sam bus za 120q, wycieczkę do Tikal za 80q i bilet.na.łódkę 10$ (łódka płatna w usd)
Opcji wycieczek do Tikal jest 4. Pierwsza zaczyna się o 3 rano. Jedzie się ma wschód słońca. Było to polecane na blogach ale nie zdecydowaliśmy się na to mimo pierwotnych planów bo nawet Pani z agencji mówiła że to nie ma sensu. Po pierwsze ta opcja jest sporo droższa. Poza tripem wykupionym w agencji trzeba też opłacić wstęp do parku który kosztuje 150Q/os, a na wschód słońca (jak i na zachód - opcja 4) ten wstęp jest o 100Q droższy, a gwarancji zobaczenia wschodu nie ma, bo wszystko zależy od pogody a ta w dżungli rano raczej rzadko jest przejrzysta. Do tego dochodzi wykupienie przewodnika, ale to nie pamiętam ile miało kosztować, a bez przewodnika na wschód i zachód nie wpuszczą. Opcja nr 2 najbardziej popularna startuje spod hosteli o 4:30 (należy spokojnie czekać bo zazwyczaj się spóźniają). Koszty są takie jak pisałem a pogoda jeszcze wtedy znośna. Są trzy opcje powrotu- o 11:00, 12:30 i 15:00 więc można zostać na ruinach ile się chce. Trzecia opcja dla śpiochów rusza bodajże o 8ej ale jest odradzana bo zwiedza się ruiny w najgorszy upał, a czwarta równie droga co pierwsza, na zachód, jeszcze później (chyba o 15) ale dokładnych godzin już nie pamiętam.
We Flores są też organizowane krótkie wycieczki po jeziorze łódką. Trwa to pół godziny i kosztuje 25Q od osoby. Poza tym są jeszcze inne mniej popularne ruiny ale z tego nie korzystaliśmy chociaż podobno fajne bo mało ludzi.
Transport do następnego miejsca
Transport do Belize rusza o 5:00 z miejsca gdzie ruszają i kończą się wszystkie tripy więc po powrocie z Tikal sie to miejsce zna ;) Z naszego hostelu jak i z większości innych idzie się tam 10min. W agencji kazali być tam o 4:30 ale chyba tylko po to żeby się nie spóźnić. Autobus przyjechał o 4:50 i ruszył o 5:05. Przekroczenie granicy jest łatwe i szybkie. Do Belize City dojeżdżamy o 10:40. Z końcowego przystanku do przystani skąd odjeżdżają odpływają łódki na wyspy jest 100m i nie nie sposób nie trafić. Łódki odpływają co godzinę, półtorej od rana do wieczora. Rozkład poznacie już we Flores kupując transfer.
Belize, Caye Caulker (dzień 14 - 16)
Nocleg
Bardzo fajny hotel. Czystko, duże klimatyzowane pokoje, własne molo. Stanowczo mogę polecić.
W okolicy
Bardzo fajna i klimatyczne wyspa. Panuje tu wszechobecny luz i hasło 'GO SLOW' a gdzieniegdzie czuć zapach palonych ziółek ;) ceny na wyspie nie są niskie ale też nie tak wysokie jak nas straszono. Piwo w sklepie kosztuje 7zł a pysznego lobstera w 'Wish and Willy' w zestawie z ryżem, fasolą i sałatka można zjeść za 50zł. Są też oczywiście droższe miejsca ale jak ktoś lubi budki na ulicy to casadilla z mięsem kosztuje 18zl a buritto też z kurą 10zł. Więc da się przeżyć za rozsądne pieniądze. Jedynie ceny noclegów nie są niskie ale w hotelach też coś się znajdzie jak ktoś woli taniej.
Jednak mimo początkowych planów odbycia na Caye Caulker głównego odpoczynku po podróży zminiliśmy plany i przenieśliśmy odpoczynek na wyspę Holbox w Meksyku a na Caye Caulker przyjechaliśmy poczuć jej klimat i popływać z rekinami (nie tymi wielorybimi tylko zwykłymi :))
Jaki był powód zmiany decyzji? Pierwotnie ceny o których się nasłuchaliśmy. Jednak, jak już wspomniałem nie było tak źle. Ale dla nas rajska wyspa bez plaży z piaskiem to nie rajska wyspa. Na całej wyspie wszędzie są pomosty hotelowe z których oczywiście jest dostęp do wody ale to nie to samo. Na północnym skraju wyspy jest skrawek niby plaży, ale jest to obetonowany kawałek z byle jakim piaskiem i drabinkami do wody jak do basenu i, jako że to jedyna taka plaża, tłumem ludzi dookoła.
Tak więc podsumowując wyspa bardzo fajna i klimatyczna ale uważam że mocno przereklamowana. Jest też słynna Isla Bonita z piosenki Madonny - to ta większa na północ od Caye Caulker z miejscowością San Pedro, ale tam z kolei jest mnóstwo ogromnych hoteli i przypomina to zapewne Cancun czy inne tego typu miejsce.
Na Caye Caulker przypłynęliśmy jak już wspominałem na pływanie z rekinami.
Poza tym można też popływać z manatami czyli lwami morskimi (90$).
Nasz trip zaczynał.się o 10:30 a.kończył o 15:30. Koszt to 60$ i wszędzie kosztuje tyle samo i bez względu na to gdzie się kupi wygląda tak samo :) ja mogę polecić kupienie tripa w Stars Tours bo mieliśmy mała grupę (6os z nami). Widzieliśmy łodzie z których do wody wyskakiwało po 25 osób i od razu wokół znikały wszystkie ryby :) Pływanie z rekinami super i bezpieczne. Niektóre miały nawet 2m. Oprócz rekinów były też płaszczki i inne ryby ale szczerze mówiąc z 4 zejść pod wodę tylko to jedno zrobiło wrażenie. Następnego dnia znajomi wykupili ten sam trip tylko krótszy 3h za 35$ bez lunchu i w zasadzie mieli to samo więc też nie wiem czy jest sens przepłacać.
Na Caye Caulker można płacić dolarami belizjańskimi i USD. Kurs jest sztywny 1usd=2 belizjańskie. Bywa że reszta wydawana jest w dwóch walutach. Na wyspie są 2 bankomaty i nas nie zawiodły.
Transport do następnego miejsca
Łódź do Chetumal- granicy z Meksykiem- odpływa raz dziennie o 7ej z przystani (co drugi dzień Belize water taxi, co drugi druga firma). Koszt 110 belizjańskich dolarów. Do tego dochodzi opłata wjazdowa z Belize 20usd (40 belizjańskich) oraz opłata wjazdowa do Meksyku 558peso i nie da się tego uniknąć :/ Razem daje to ok 400zł/os :/ można o ok 120zł/os obniżyć koszt transportu do Chetumal. Aby to zrobić trzeba popłynąć łodzią do Belize City, następnie Chicken busem do miejscowości przy granicy z Chetumal, później transfer do Chetumal za jakieś grosze. Różnica jest taka że jedzie się cały dzień a łódką przypływa o 11:00 na miejsce (plus godzina bo zmiana czasu na meksykański)- według mnie nie warto. Znajomi tak zrobili i poza zmarnowanym dniem byli wkurzeni i zmęczeni ;)
Z przystani w Chetumal można wziąć taxi za 60peso żeby dojechać do dworca Colectivo (prywatne busy które są najpopularniejszym transportem po Jukatanie). Następnie za kolejne 40peso/os pojechać do Bacalar. My zdecydowaliśmy się na taxi prosto do Bacalar za 250 peso. Przepłaciliśmy max.20zł ale było szybko. Kto bogatemu... ;)
Bacalar, Meksyk (dzień 16 - 18)
Nocleg
Domki w Bacalar- super czysto i klimatycznie, mały prywatny ogródek i przemiła rodzina :) jedyny minus to odległość od centrum. Domki znajdują się zaraz na wjeździe do Bacalar od strony Chetumal. Spacer na główny plac zajmuje 20min, do pierwszych sklepów 6min a do pierwszych restauracji 12min więc nie ma też dramatu. Taxi 40peso do centrum lub na dworzec ADO (duży przewoźnik autobusowy w Meksyku).
W okolicy
Bacalar jest super. Bardzo spokojne (jeszcze!) miasteczko. Warto zjeść w bardzo ładnej knajpie o nazwie La Playita - jest troszkę drożej niż gdzie indziej (10/15%) ale jest wyjątkowo smacznie. Większość turystów tam zmierza żeby się posilić, to chyba mówi samo za siebie. Niestety większość dostępu do wody jest zabudowana przez prywatne posesje i hotele. Wyjściem jest albo zamieszanie w takim hotelu (drogo, chyba że w namiotach) albo wejście do baru, zostawienie tam trochę kasy na piwko i jedzenie i korzystanie z ich dostępu do wody. Druga opcja to publiczna plaża. Tu wstęp nie kosztuje a też jest bar z piciem i jedzeniem i jest dużo trawy do leżenia, pomost jest spory i można się kąpać. Ta plaża znajduje się ok 200m w prawo od głównego placu stojąc twarzą do laguny.
W Bacalar można wziąć tripa po jeziorze łódką który trwa 2h i zalicza kilka miejsc. Kosztuje to 300peso/os ale zdjęcia w ofercie nas nie zachęciły więc nie powiem nic więcej. Można też wypożyczyć kajaki za 200peso/godz ale tylko jak nie ma wiatru.
Jednak laguna sama w sobie jest zachwycająca nawet tylko z brzegu i warto tu spędzić kilka dni. Woda naprawdę ma 7 kolorów i wygląda jak z najlepiej przerobionych folderów turystycznych a przy tym jest słodka.
Jak ktoś jest w Tulum to transport trwa 3h i ludzie często przyjeżdżają tu tylko na jeden dzień.
Transport do następnego miejsca
Naszym następnym punktem była wyspa Holbox. Czytałem dużo dobrego o tym miejscu i stwierdziliśmy że warto tu odpocząć i zobaczyć jak jest zanim całkowicie zaleje ją fala turystów.
Z Bacalar nie ma bezpośredniego transportu do Chiquila, skąd odpływają łódki na Holbox. My kupiliśmy ostatni bus ADO o 19:15 (260peso) z Bacalar do Tulum (3h) tam wzięliśmy nocleg blisko dworca i rano z Tulum jest jedyny bus o 8 do Chiquila (350peso), na który się spóźniliśmy bo nie przestawił mi się czas w telefonie na Meksykański ;)
Wzięliśmy więc Colectivo do Playa del Carmen (50peso/50min) i stąd z dworca ADO za kolejne 270peso dojechaliśmy w 2h do Chiquila (jeździ kilka dziennie ale ostatni o 10:10). Z Playa del Carmen do Chiquila jeżdżą też Coclectivo za 250peso więc myślę, że lepszym rozwiązaniem jest jechać na nocleg właśnie tu, jeśli chce się dostać z Bacalar do Holbox nie zostając na dłużej w Tulum lub Playa.
Autobus dojeżdża w Chiquila do samego portu. Stąd co pół godziny do 21:30 są łódki na Holbox. Koszt to 150peso a firmy są dwie i pływają na zmianę. Zanim jednak się wsiądzie na łódkę lepiej zorientować się w transporcie do Cancun i za wczasu zagwarantować sobie bilet na dworcu Ado albo u prywatnych przewoźników jeśli się wraca z Cancun, a Holbox to nasz ostatni przystanek. Można to też zrobić później na wyspie ale drożej więc po co.
Z przystani można wziąć MelexTaxi- wszędzie jest blisko więc raczej dużo nie zapłacimy. My postanowiliśmy się przejść. Wszystko zależy jak daleko ma się do kwatery.
Wyspa Holbox, Meksyk (dzień 19 - 25)
Nocleg
Bardzo fajne miejsce w zasadzie na plaży co było dla nas ważne. Niestety też za to sie płaci. Ale oszczędziliśmy na piwku bo nie trzeba było kupować na plaży, tylko trzeba było się zaopatrzyć w sklepie i przynosić ze swojej lodówki ;) poza tym blisko do centrum a jednocześnie tuż przy hotelu jedna z tańszych i dobrych knajp na plaży.
W okolicy
Holbox to już podobno nie ten sam Holbox co 10 lat temu ale na pewno nadal jest lepiej i spokojniej niż w Cancun czy innej Playa del Carmen. Urocze małe miasteczko. Są sklepy, restauracje na każdą kieszeń i kilka bankomatów (te najbardziej widoczne wypłacają tylko USD ale jak się poszuka to przy głównym placu jest też taki z peso).
Poza pięknymi plażami można wybrać się na jedną z wycieczek. Najpopularniejsze jest tu pływanie z rekinami wielorybimi ale my nie trafiliśmy w sezon.
Ogólnie bardzo fajne miejsce na wypoczynek z łagodnym zejściem do wody. Poza tym każdy znajdzie tu coś dla siebie i nie ma co się na ten temat rozpisywać bo to klasyczne turystyczne miejsce.
Jedyne co mogę dodać to na zachodnim końcu wyspy (10 min rowerem, 40 piechotą) jest spokojna miejscówka z klasycznym widokiem z Holbox czyli hamakami w morzu. Jest tam też co zjeść i sie napić. Plaża jest mała ale zejście do wody płytkie i naprawdę warto sie tam zrelaksować. Punkt orientacyjny Punta Cocos.
Natomiast w jeśli udamy się plażą na wschód, tam gdzie się kończą hotele zaczyna sie fajna mielizna którą można pospacerować wzdłuż wybrzeża. Woda jest najwyżej do pasa a zazwyczaj do kolan. Tam gdzie się kończą hotele zaczyna sie park narodowy z namorzynami. Nie można do niego wchodzić chociaż nie do wszystkich to dociera. Ale idąc wspomnianą mielizną można dojść naprawdę daleko.
Transport do następnego miejsca
Transport do Cancun to najpierw łódka za 150peso/os a.później wcześniej kupiony bilet na Ado. Odjazd o 13:45 bezpośrednio na lotnisko za 350peso. Czas 2:15.
Cancun (dzień 25)
Transport do następnego miejsca
Nocny lot do Warszawy przez Paryż...
Podsumowanie
Przykładowe Ceny
W bankomatach w Gwatemali chyba najpopularniejszego banku 5J (taki żółty) można wypłacić max 2000Q i doliczają prowizję 31Q :/
Niestety również w hotelach i różnych punktach często przy płatności kartą jest dodawana prowizja, zazwyczaj 5 do 8%
W Bacalar jest kilka bankomatów ale w weekend zdarzyło sie że trzeba było poszukać takiego co ma kasę ;)
Na Holboź nie było z tym problemu.
Niestety w miejscach turystycznych większość bankomatów pobiera prowizję. W Gwatemali to nawet 15zl, w Meksyku 7zł ale na Holbox też 15zl. W Belize bez prowizji.
Ceny Gwatenala
Piwo małe w sklepie i knajpie tyle samo czyli 8zl. Na stacjach benzynowych gdzie brak turystów 5zl. Kilka (3) Tacos na ulicy to 10zl a w knajpie 15/20zł. Ceny na każdą kieszeń jak się poszuka. Najdroższe knajpy w Antigua. Tam nie łatwo znaleźć lokalne budy, dużo łatwiej pizzerie i sushidajnie.
O Belize i Caye Caulker pisałem.
W Meksyku- piwo w sklepie 3zl w knajpie 2 do 3 razy drożej. Najbardziej się opłaca kupować w dużych 1,2l butelkach zwrotnych ;)
Jedzenie wszędzie na każdą kieszeń. Na Holbox też straszono nas cenami ale nie było źle. Na plaży są miejsca gdzie piwo 6zł a 20m dalej 10zł. Wystarczy się dobrze zorientować. Jedliśmy w dobrej knajpie gdzie zapłaciliśmy za krewetki x2 z butelką wina i deserami 300zl (była okazja), ale jedliśmy też bardzo dobry obiad z dużą ilością ryby z grilla za 18zl z napojem. Na ulicy na głównym runku pyszna casadilla z mięsem 50peso czyli 10zł (czynne tylko wieczorami). Ogólnie jest tak że większość knajp w mieście które wieczorem są mniej popularne w dzień działają i.dobrze i tanio karmią. Te które są popularne wieczorem w dzień są zamknięte bo życie w dzień skupia się na plaży i tam są restauracje też na każdą kieszeń. Wieczorem życie na plaży raczej zamiera.
Trasa
Autor Trip'u
Ten Trip spodobał się:
Bądź pierwszą osobą która doceni ten Trip.