TakeMyTrip

Indie ( Azja )

Szczegóły Tripu

  • Kraj: Indie
  • Region: Arunachal Pradesh, Nagaland, Assam, Maju
  • Zakwaterowanie: hotele 3/4 , guesthousey
  • Transport: publiczny, auto wypożyczone, wodny, samolot
  • Preferencje: kultura * , natura *
  • Intensywność: normalna * , niska * , bardzo niska *
  • Czas trwania: 24 dni
  • Budżet: około 8000 zł (w tym bilet lotniczy 3000 zł )
  • Termin: październik 2019

Plan podróży

  1. Dzień 1 - 2 Delhi
  2. Dzień 2 - 3 Dibrugarh - Lakhimpur, drogą nr 15 140 km; ok. 3 godz. plus fotopostoje
  3. Dzień 3 - 6 Dolina Ziro (Lakhimpur- Ziro)
  4. Dzień 6 - 9 Majuli
  5. Dzień 9 - 11 Mon
  6. Dzień 11 - 12 Mon - Longwa
  7. Dzień 12 - 14 Mokokchung
  8. Dzień 14 - 15 Touphema
  9. Dzień 15 - 18 Kohima - Kisama
  10. Dzień 18 Dimapur
  11. Dzień 18 - 20 Delhi
  12. Dzień 20 Agra
  13. Dzień 20 - 22 Delhi

Przed podróżą

Wizę załatwia się online, my płaciłyśmy po 80 USD, ale chwilę potem ceny się zmieniły i aktualnie wyglądają tak, że teraz jest ich kilka, można starać się o e-wizę na jeden miesiąc, na 1 rok i na 5 lat, w związku z tym jest też spory rozrzut cenowy. Miesięczna różni się ceną w zależności od okresu w jakim się jedzie, wynosi 10 USD albo 25 USD, roczna 40 USD, pięcioletnia 80 USD.
Wszystko jest opisane tu:
https://szlakiemprzygod.blogspot.com/2019/09/e-wiza-do-indii-informacje-praktyczne.html

Szczepienia na Indie polecam, zwłaszcza pokarmowe (żółtaczka, dur brzuszny) oraz tężec z polio. Poza tym polecam wszystkie szczepienia podstawowe, ja mam prawie wszystkie, to inwestycja we własne zdrowie.
Jeśli planujecie przemieszczać się po Indiach samolotem, to warto wcześniej kupić bilety na loty wewnętrzne. Planując podróż pociągiem także polecam kupić bilety online, bezpośrednio przed podróżą możecie się dowiedzieć, że biletów nie ma...
Polecam ubezpieczenie podróżne, ja zawsze ubezpieczam się w COMPENSIE, ważna jest komunikacja z ubezpieczycielem i jego podwykonawcą, co w przypadku COMPENSY działa bezbłędnie (niestety sprawdzone, na szczęście nie w Indiach).
Rezerwacje hotelowe na trasie nie sa konieczne, ja jednak zawsze mam rezerwację na pierwszą noc (BOOKING.COM).

Aby wjechać do Arunachal Pradesh konieczne jest załatwienie permitu. Nie radzę liczyć na załatwienie go będąc na miejscu, czasem potrzeba aż 2 tygodni, aby go uzyskać. Najlepiej zrobić to przed wyjazdem i przy pomocy miejscowego przewodnika/pośrednika. Jeśli zaś chcecie po Arunachal podróżować bez przewodnika to na tej stronie powinny być dostępne druki do aplikowania o permit, tam też można znaleźć informacje o e-visa:
https://boi.gov.in/

Jeśli chcecie skorzystać z przewodnika, to najlepiej z plemienia Apatani (dlaczego - o tym będzie kilka razy dalej).

Indie są tanie, tanie jest jedzenie, czasem można się zmieścić w kwocie do 10 zł dziennie. W stanach Arunachal, Assam i Nagaland baza hotelowa jest uboga i proporcjonalnie do innych stanów dość droga, jednakże spokojnie można się zmieścić w kwocie do 1500 INR (ok 80 PLN) za pokój dwuosobowy ze śniadaniem, co oczywiście jak na Indie jest sporą sumą. Można bez problemu naszą trasę zronić miejscowym transportem, jednakże trzeba na taką podróż przeznaczyć minimum dwa razy więcej czasu. Transport miejscowy jest , ale bardzo kiepski, kursują małe "taksówki" - jeepy - do których wsiada tylu pasażerów, ilu się zmieści. Jeżdżą na dość krótkich odcinkach, tak więc podróżując z punktu "A" do punktu "Z" możecie zmieniać "taksówkę" kilka razy. Koszt to jakieś grosze, ale kwot nie podam, ponieważ ich nie znam. My z racji bardzo ograniczonego czasu zdecydowaliśmy się na podróż z miejscowym przewodnikiem, choć nie najtańszym, to sprawdzonym, bardzo polecanym, odpowiedzialnym. Obliczam, że "przepłaciliśmy" od osoby ok 30%. Uważam, że to była dobra decyzja, zważywszy na fakt, iż mieszkańcy tamtych rejonów często mówią jedynie w swoich narzeczach i komunikacja i jakikolwiek kontakt z nimi bez tłumacza byłby niemożliwy.

Delhi (dzień 1 - 2)

Nocleg

1 noc
Najpierw to, co się nie udało - jest to jednocześnie ostrzeżenie przed różnymi akcjami mającymi na celu wyłudzanie kasy (o innych sposobach na naiwnego turystę opowiem osobiście, zapraszam do kontaktu :) ).
Było tak:
niestety miałyśmy zonk. Jeszcze z Polski, podczas dokonywania rezerwacji zamówiłam z hotelu taxi na lotnisko. Na dzień przed wylotem dostałam info z hotelu, że kierowca będzie czekał przy wyjściu nr 8. Na miejscu okazało się, że wyjść jest 6... Szukałyśmy kierowcy przy wszystkich wyjściach dłuższą chwilę, chodziliśmy tam i z powrotem, w końcu wzięłyśmy taxi spod lotniska. Koleś zawiózł nas na ulicę z rezerwcacji i tam dupa, hotelu nie było. Uliczka krótka, przeszliśmy ją kilka razy wszerz i wzdłuż, nikt nic nie wiedział o takim hotelu. Dzwoniliśmy pod wskazany nr tel. ale tam nikt nie odbierał. W międzyczasie dostałam info na WhatsApp, że kierowca czeka przy wyjściu 4, ale po dwugodzinych poszukiwaniach oczywiście wybraliśmy nowy hotel i olałam sprawę. Mieliśmy serdecznie dość całej akcji i byliśmy bardzo zmęczeni (a w planie było zwiedzanie kilku miejsc w Delhi). Poblokowałam swoje karty, żeby mi nie ściągnęli kasy. Od razu też napisałam do booking o sytuacji i dostałam info, że hotel zgodził się odwołać rezerwację bez obciążania mnie kosztami, tak więc wszystko skończyło się jako tako, poza zmarnowanym dniem. I nie jest to sytuacja z cyklu "kierowca powiedział, że hotelu nie ma, ale on ma lepszy". Mapa dojazdu z google w naszej rezerwacji prowadziła nas uparcie do starego, OPUSZCZONEGO domu. Dodam, że hotel miał kilkadziesiąt opinii...Koszt to ok 170 zł (3166 rupii) za dwa pokoje dwuosobowe śniadanie, ale wiadomo, nie było płatnosci.
Po całej akcji w/w hotelu nie było na booking, znikł jak sen jaki złoty, pojawił się za to https://www.booking.com/.../in/srm-ashoka-palace.pl.html...
Hotel który chciał nas zrobić w konia to:
Hotel SR Plaza;
Rd No-4, Near IGI Airport Mahipalpur, Mahipalpur, Nowe Delhi, 110037, Indie; Telefon: 91 98117 70558

MOJA RADA: nie mam dobrej rady... To się może przydarzyć zawsze i każdemu. Pierwszy krok to dokładne sprawdzanie opinii na booking oraz dokonywanie rezerwacji bez podania nr karty i z możliwością bezpłatnego jej odwołania. Drugi krok to natychmiastowa reakcja gdy tylko uznamy, że rezerwacja to ściema. W najgorszym wypadku stracicie kilkadziesiąt złotych :(

Wracając do pierwszego noclegu w Delhi, wybraliśmy hotel OPERA ( https://www.booking.com/hotel/in/opera.pl.html ), nawet nie wybrzydzaliśmy, zmęczenie i nerwy zrobiły swoje. Za OPERĘ zapłaciliśmy trochę więcej, ok 140 zł za dwójkę ze śniadaniem. Hotel polecam, ale drogo :( Myślę, że bezpośredni kontakt może owocować niższą ceną niż na booking.com. Hotel położony blisko lotniska (dobra opcja dla tych, którzy spędzają w Delhi jedną noc, nazajutrz wyruszając dalej). Dodam, że na booking znajdziecie mnóstwo hoteli położonych blisko lotniska, w ogromnej rozpiętości cenowej. Szukać należy w dzielnicy Mahipalpur.

Adres: HOTEL OPERA (adres, telefon, mail na wizytówce - zdjęcie)
Cena za dobę: 2500 INR - ok 140 PLN / pokój 2 os.ze śniadaniem

W okolicy

Hotel położony blisko lotniska (dobra opcja dla tych, którzy spędzają w Delhi jedną noc, nazajutrz wyruszając dalej), w odległości kilkunastu minut taksówką (bardzo dobrze sprawdza się UBER). Metrem (za grosze!) dotrzecie do każdego miejsca godnego zwiedzania. My wybraliśmy opcję LUX, czyli w hotelu zamówiliśmy auto z kierowcą, ponieważ z planowanego całego dnia na Delhi zrobiło nam się ok 2 godzin do zmroku i plany na 3 obiekty szlag trafił. W konsekwencji zdążyliśmy dotrzeć jedynie do Grobowca Humajuna, wpadliśmy na pół godziny przed zamknięciem...Koszt to 500 INR, ważna informacja: płacąc kartą koszt zmniejsza się o 50 INR. Niby niedużo, ale to zasada obowiązująca w zdecydowanej większości obiektów do zwiedzania w Indiach więc w sumie przy dłuższym pobycie można za oszczędzone pieniądze wypić wino :) Dzieci do 11 roku życia wchodzą w Indiach do zwiedzanych obiektów za darmo.
Pierwotnie w planie mieliśmy także Meczet Piątkowy i jakiś objazd po dzielnicy kolonialnej, ale ponieważ straciliśmy czas na poszukiwaniu hotelu to wyszło jak wyszło.

Transport do następnego miejsca

Z Delhi lecieliśmy do Dibrugarh. Lot z Delhi: 11,45, w Dibrugarh 14,25 (2,40 h.)
Koszt za bilet / os. to 95 USD
Bilety kupione w Polsce z miesięcznym wyprzedzeniem w IndiGo. Linie polecam.

Dibrugarh - Lakhimpur, drogą nr 15 140 km; ok. 3 godz. plus fotopostoje (dzień 2 - 3)

Nocleg

1 noc
To podobno jeden z najlepszy hotel w mieście, nie mielismy skali porównaczej, ale w naszej opinii hotel jest ok. W pokojach czajnik, kawa, herbata oraz woda butelkowa po 1 dla każdego z gości. Ogromna łazienka, kosmetyki. Śniadanie ok. Z perspektywy całej podróży uważam, że był to jeden z lepszych hoteli.

Adres: Maple Leaf, Ward No. 8, Jail Road, North Lakhimpur, Assam 787001
Cena za dobę: Przez 17 dni mieliśmy opłacony transport, hotele i część wyżywienia, dlatego nie znam cen hoteli, z

W okolicy

Z lotniska odebrał nas nasz przewodnik, po zapakowaniu bagaży ruszyliśmy w drogę. Przejeżdzaliśmy przez most Bogibeel nad rzeką Brahmaputra oraz przez Assam, mogliśmy więc podziwiać pola herbaciane.

Transport do następnego miejsca

Przez 17 dni podróżowaliśmy z przewodnikiem oraz z kierowcą. Najlepszy tandem z możliwych! Po wszelkie namiary na przewodnika zapraszam do kontaktu ze mną :) To mistrz w swoim fachu, fantastyczny przewodnik, cudowny człowiek, kopalnia wiedzy o Apatani i innych plemionach /miejscach.
Podróż z Dibrugarth do Lakhimpur zakończyła się późnym wieczorem.
Do następnego miejsca z naszego planu (Dolina Ziro) ruszyliśmy wcześnie rano.

Dolina Ziro (Lakhimpur- Ziro) (dzień 3 - 6)

Nocleg

3 noce.
Byliśmy tu dwa dni plus wieczór przybycia oraz ranek przed wyjazdem.
Informacja dotycząca kosztów uzyskana z Tripadvisor od innych gości (2017r.)
Nocleg mieliśmy w homestay u nauczyciela z wioski Siiro, pawilon z pokojami dla gości był o dwa metry od domu gospodarza. W domu gospodarza, w tradycyjnej izbie z paleniskiem pośrodku serwowano nam śniadania i kolacje, przygotowywane przez kuzynkę gospodarza. Wspaniała, rodzinna atmosfera, przemili, gościnni ludzie, pyszne jedzenie. Pokoje skromne, ale było w nich wszystko co niezbędne. Jeden pokój z łazienką, drugi z własną łazienką, ale z wejściem z korytarza. Noce zimne (to był koniec listopada) ale w pokojach były piecyki. Generalnie to świetna miejscówka w samym sercu Doliny Ziro, w jednej z wiosek plemienia Apatani z niezwykle sympatycznymi i życzliwymi gospodarzami oraz wspaniałą kuchnią :)
Gospodarz ma ogromną wiedzę o Apatani, można u niego kupić za kilka złotych informator o Dolinie Ziro i Apatani. Jest on także entomologiem - amatorem, ale z najwyższej półki, zdjęcia wszystkich motyli z Doliny Ziro jego autorstwa zostały wydane w pięknym albumie. Od nas dostał w prezencie spory zbiór polskich motyli (udało się przewieźć :) )

Adres: Chada/Abasa Homestay; 9856209494 Siiro village, Ziro Punyo Chada
Cena za dobę: 1500 INR (ok. 80 PLN) / 1 osoba śniadanie kolacja

W okolicy

Arunachal Pradesh - stan w północno-wschodnich Indiach, cichy, spokojny, z cudownymi ludźmi z plemion Apatani i Nischi oraz wielu innych (do których nie udało mi się tym razem dotrzeć). Wioski we wpisanej na listę UNESCO Dolinie Ziro, z charakterystycznymi słupami oznaczającymi ilość klanów ("rodów"), ołtarzami ofiarnymi, domem szamana i w końcu kobietami Apatani z nietypowymi ozdobami w nosie z ratanu. Wierzenia plemion z Doliny Ziro to animizm (zwierzęta mają duszę), szamanizm i Danyi Piilo (kult słońca i księżyca).
Plemiona z Doliny Ziro zaliczają się do plemion tybetańsko - indyjskich, cały ten region w niczym nie przypomina klasycznych Indii.
Żeby wjechać na teren Arunachal Pradesh konieczny jest permit (pisałam o tym we wstępie).
Dolina Ziro położona jest na płaskowyżu Arunachal otoczonym wzgórzami. Główna miejscowość Ziro i okoliczne wioski, zamieszkiwane są między innymi przez plemiona Apatani, Dibbo i Hija. W Dolinie Ziro i okolicach zamieszkuje 26 plemion i ponad 100 podgrup, każda z nich ma własny język (ale nie znają pisma!). Wierzenia plemion to szamanizm i animizm oraz kult słońca i księżyca.
Miejsce mało komercyjne, nie spotkaliśmy tam ani jednego turysty. Nie przybywają tu wycieczki biur podróży, a te z nich które organizują wycieczki do Arunachal Pradesh mają dość zaporowe ceny, a grupy liczą max kilka osób. W konsekwencji wioski Apatani odwiedzane są rzadko przez małe grupy turystów, częściej przez podróżników.
Podczas dwóch dni pobytu w Dolinie Ziro spacerowaliśmy po wioskach, obserwowaliśmy życie codzienne plemienia Apatani, odwiedzaliśmy domy Apatani, byliśmy nawet z kilkugodzinną wizytą u szamana i jego żony.
Odwiedziliśmy wioski Hari, Hija, Dutta, Hong (tu mieszkałyśmy), Bula, Bamin Michi i Mudang Tage zamieszkałe przez plemię Apatani. To oczywiście nie wszystkie wioski tej doliny. Położone są bardzo blisko siebie, czasem ciągną się wzdłuż jednej drogi rozdzielone jedynie kilkunastoma metrami tej drogi.
W Dolinie Ziro możecie oczywiście do woli spacerować po wioskach, jednakże nawiązanie kontaktu ze starszymi kobietami z plemienia Apatani, tymi z charakterystycznymi "ozdobami" - ratanowymi kołkami w nosie oraz tatuażami na twarzy o charakterystycznym kształcie odwróconej litery "T" (tatuaż oznacza przynależność do plemienia Apatani) będzie bardzo trudne. Gwarancją sukcesu jest obecność miejscowego przewodnika znającego narzecze Apatani. Starsi ludzie w wioskach mówią jedynie w tym narzeczu, nie ma mowy o angielskim, a nawet o hindi. Na dodatek starsze kobiety dla których głównie przyjeżdża się do Doliny Ziro są niezwykle nieśmiałe i na widok obcego chowają się do swoich domów. Bez miejscowego przewodnika nawiązanie z nimi kontaktu jest często niemożliwe.
W Dolinie Ziro można również odwiedzić targ Hapoli, aby zobaczyć klasyczne produkty wytwarzane i sprzedawane przez Apatani (polecam kupić sól wytwarzaną na miejscu z różnych składników oraz wody z minerałami z miejscowego jeziorka, produkt jedyny w swoim rodzaju). Tam także proponuję się rozejrzeć za pamiątkami, znajdziecie kilka sklepików niestety z dość ubogim asortymentem.
Z punktu widokowego w Hapoli można podziwiać panoramiczny widok na całą Dolinę Ziro.
Nasz Tana jest najlepszym przewodnikiem, jakiego mogliśmy sobie wymarzyć. Dzięki niemu byliśmy gośćmi w wielu domach, mogliśmy fotografować prawie wszystko i prawie wszystkich.

Dodam że cała nasza czwórka była zachwycona Doliną Ziro, spokojem, ciszą, CZYSTOŚCIĄ W WIOSKACH, skromnością ludzi Apatani. Nasz przewodnik opowiadał nam godzinami o zwyczajach tego plemienia, ślubach, pogrzebach, spadkach, alimentacji, o chorobach, zasadach współżycia w wioskach. Ta wiedza tylko nas utwierdziła w przekonaniu, jak niezwykłymi ludźmi są Apatani.
Na koniec jeszcze jedna uwaga dotycząca przewodnka. Pamiętajcie, że o życiu plemienia Apatani nie przeczytacie zbyt wiele w internecie (a na pewno nie na polskich stronach). Takie informacje możecie uzyskać praktycznie tylko od kogoś z plemienia, czyli od przewodnika....

Transport do następnego miejsca

"Naszym" autem :)
Natępny punkt planu to na wyspa Majuli.
Na Majuli jedzie się przez Dhunaguri Ghat i rzekę Subansiri na prom do Majuli ok. 170 km (8 godzin w drodze, z czego samej jazdy ok. 6 godzin) plus prom ok. 1,5 godziny.

Majuli (dzień 6 - 9)

Nocleg

3 noce.
Ayang Okum River Bank Bamboo Cottage.
Super miejscówka, prawdopodobnie jedna z lepszych na Majuli, ale tam poziom hoteli do najwyższych nie należy i przede wszystkim baza hotelowa jest dość ograniczona ;)
Bambusowe domki wyposażone dość skromnie, ale było wszystko co powinno być: łóżka, bambusowy stół, łazienka przyzwoita - toaleta, umywalka, prysznic, ręczniki, na werandzie ławki. Miało to swój urok :) Kompleks położony przy samej rzece.
Na placu zadaszona altana gdzie można spędzać wieczory, można też w drugim miejscu rozpalić ognisko - my przez dwa wieczory piekliśmy pyszną rybę i ziemniaki :) Z kuchni można wypożyczyć wszystko co potrzebne.
Są dwie sale "restauracyjne" w których serwowane są śniadania. Jeśli chcecie zjeść punktualnie polecam być z pół godziny wcześniej i zajrzeć do kuchni, żeby trochę zmobilizować kucharzy :) My postanowiłyśmy trochę im pomóc i dwa razy przygotowaliśmy śniadanie sami.
Sympatyczne miejsce, zdecydowanie polecam!

Adres: Sitadar Chuk, Garmur Chariali, Majuli
Cena za dobę: ok. 130,-

W okolicy

W drodze do Nagalandu wróciliśmy na kilka dni do Assamu, na Majuli. Unikatowa kulturowo i ekologicznie wyspa Majuli jest od XV wieku siedzibą odmiany hinduizmu opartej na tolerancji i równouprawnieniu. To do niedawna największa rzeczna wyspa świata (na rzece Brahmaputra). Wyspę zamieszkują członkowie plemienia Mishing.
Odwiedziliśmy wioski nad rzeką zamieszkałe przez plemiona Mishing Deori, Sonowal, sympatyczny spacer po wioskach pozwoli na zerknięcie na codzienne życie mieszkańców. My byliśmy gośmi w jednym z domów, gdzie poczęstowano nas herbatą, wstąpiliśmy do szkoły w jednej z wiosek. Polecam odwiedziny w jednym, bądź dwóch klasztorach Kriszny takich jak Auniati, Sattra Kamalabari, w których mnisi kultywują tradycje artystyczne i edukacyjne niezmiennie od XV w. Koniecznie trzeba się udać do Samuguri Sattra, gdzie mnisi robią maski do dramatów tanecznych Bhaona. Tradycja wyrobu tych masek jest bardzo stara, maski są unikatowe, mają ruchome powieki i usta. Jeśli będziecie mieli szczęście to będziecie mogli kupić taką maskę. Kosztują po kilkanaście - kilkadziesąt zlotych, są naprawdę tanie i jedyne w swoim rodzaju, unikatowe. Są dość delikatne, ponieważ wytwarzane są z bambusa i mieszanki błota z krowim łajnem, dlatego też muszą być dobrze zabezpieczone w transporcie. Jest tam kilka takich wytwórni masek.
Ponieważ kompleks położony przy samej rzece, to można sobie zafundować godzinny lub dłuższy rejs łódką "dłubanką" :) Miłe spędzenie czasu, ale ja wolałabym w tym czasie być w wiosce, trochę mnie ten rejs rozczarował.

Majuli to spokojne i piękne miejsce, zdecydowanie warto tu przyjechać, my byliśmy zachwyceni.

Transport do następnego miejsca

Mon
Jak wyżej, naszym autem, najpierw na prom w Nimati Ghat, następnie czekała nas podróż do Mon (9 godzin) w Nagaland. Przyjazd na miejsce dopiero wieczorem.

Mon (dzień 9 - 11)

Nocleg

3 noce.
Hotel prowadzony przez rodzinę Konyak. Cena dość wysoka, ale tu, podobnie jak w przypadku innych hoteli/hosteli w Arunachal i Nagaland nie ma specjalnie wyboru, z racji niewielkiej ilości turystów baza jest dość uboga i jakość usług bardziej dostosowana do warunków indyjskich, niż europejskich.
Ciepła woda przyniesiona w dużych wiadrach, na życzenie mogą być dwa, trzy wiadra...
Wejścia do pokojów z balkonów, na których stoją stoliki, krzesła, można miło spędzać wieczory :)
Z balkonów widok na całe miasto (ostatnie zdjęcie).
Na miejscu można się umówić z przewodnikiem który zawiezie Was do wiosek łowców głów. Polecam tę opcję dla każdego, kto do Mon dotarł bez "swojego" przewodnika, to sprawdzone i godne zaufania miejsce.
Rezerwacji należy dokonać z wyprzedzeniem, ponieważ hotel często jest pełny, z racji dobrej opinii i braku konkurencji.
Bardzo smaczne śniadania, podobno wspaniałe kolacje, przemiła obługa. Polecam!
Na zdjęciach front hotelu (do drugiej części hotelu schodzi się schodkami w dół - po prawej stronie od głównego budynku), drugie ujęcie pokoju moich współtowarzyszy podróży oraz widok na góry i miasto Mon z balkonów z których wchodzi się do pokoi.

Adres: Helsa cottage; Mon town; Mon India
Cena za dobę: 1500 INR ( ok 80,- pok. 2 os. śniadanie)

W okolicy

Mieszkańcy Nagalandu, choć to stan graniczący ze spokojnym Arunahal Pradesh, są hałaśliwi i nie zawsze przyjaźnie nastawieni do obcych. Jako że Nagowie w zdecydowanej większości mówią jedynie w swoim narzeczu to podobnie jak w Arunachal Pradesh, to aby móc się z nimi dogadać konieczna jest obecność miejscowego przewodnika, który jest jednocześnie tłumaczem.
Nagowie zaliczają się do plemion birmańsko - indyjskich.
Okolice Mon zamieszkuje 17 plemion Naga, w tym najgroźniejsi Konyak. Naga zachowali liczne tradycje, takie jak zbieractwo, tkactwo, misterne rzeźby w drewnie, rytualne tańce. Wojownicy Naga, znani z brawurowych wypraw na Birmę i Assam, byli łowcami głów do lat 70. XX w.

My odwiedziliśmy dwie wioski wokół miasta Mon: Hongphoi i Wangla. Byliśmy z wizytą u wodza wioski Hongphoi w jego domu, gdzie przesiaduje wódz i starszyzna okolicznych wiosek, ostatni żyjący łowcy głów. Całymi dniami wspominają dawne czasy, gdy ścinanie głów było ich codziennością. Przybycie turystów było dla nich urozmaiceniem w sumie dość nudnego życia, mogli wtedy z dumą prezentować tatuaże będące symbolem każdego łowcy głów. Poznać ich można po tatuażach na twarzy i na klatce piersiowej. Dlaczego uprawiali ten straszny proceder? Głównym celem dla którego zdobywano głowy, była wiara w magiczne siły czaszek. Ofiarami byli nie tylko uczestnicy wojenn, ale także dzieci, kobiety i starcy. Konyakowie wierzyli w jednego boga, panującego nad światem i dającego życie, nazywając go Kay wang.
Odwiedzając wodza wskazane jest mieć ze sobą prezent w postaci 1 kg cukru, 1/5 kg herbaty i ewentualnie jakiś herbatników. To jednak nie zwalnia z zapłaty za możliwość robienia zdjęć, na koniec wizyty wręczamy każdemu z łowców głów po 100 INR (ok. 5 zł). Wodzowi wręcza się wyższą kwotę. Dobrze jest więc pamiętać, aby mieć zawsze w zanadrzu ze 2000 INR w banknotach po 100 INR, bowiem każdemu fotografowanemu Konyakowi czy kobietom Konyak należy podziękować za pozowanie wręczając banknot :)
Dotarcie do Nagów było moim wielkim marzeniem, siedziałam u nich w chacie jak urzeczona :)

Transport do następnego miejsca

Longwa znajduje się w odległości 16 km od Mon, jednakże jakość górskich dróg powoduje, że podróż może trwać nawet ponad 2 godziny. My jechaliśmy 2 godziny do tej wsi położonej na samej granicy z Birmą.

Mon - Longwa (dzień 11 - 12)

Nocleg

Na zdjęciach dwa różne pokoje, jedna łazienka (przy moim pokoju).
Opis w poprzednim etapie.

Adres: Helsa cottage; Mon town,Mon.
Cena za dobę: 1500 INR ( ok 80,- pok. 2 os. śniadanie)

W okolicy

Drugiego dnia pojechaliśmy do wioski Longwa. Pomimo, że odległość nie jest zbyt duża (16 km), to jedzie się tam kilka godzin, szutrowymi, dziurawymi drogami - serpentynami wśród gór. Wioskę dzieli granica indyjsko - birmańska, więc część domów stoi po stronie indyjskiej, a reszta – w Birmie. Mieszkańcy mają podwójne obywatelstwo, indyjskie i birmńskie. Cała miejscowość jest w praktyce pod kontrolą wodza Angh i rady starszych, mają władzę nad wszystkimi Nagami, także zamieszkałymi na terenie Birmy oraz w stanie Arunachal Pradesh. Przez środek domu króla przebiega granica pomiędzy Indiami a Birma.
Ciekawostką jest fakt, że wódz ma 60 żon, każdy Konyak oże mieć kilka żon, jednakże każda z nich musi mieć swój dom, tak więc chyba tylko król może sobie na taką gromadkę pozwolić ;)

Następnie odwiedziliśmy kolejne wioski, a w ich lokalne manufaktury: broni do polowań oraz wyrobów z mosiądzu (masek do naszyjników, figurek).
Na zdjęciach:
- łowca głów z plemienia Konyak
- mały "targ" na któym Konyakowie sprzedają współczesne wyroby (głównie biżuterię, sami oczywiście noszą identyczną), ale przede wszystkim własne przedmioty codziennego użytku, maski ozdabiające ich domy, torebki, fajki.
- król Angh w swoim domu

Transport do następnego miejsca

Nadal naszym autem, cały dzień w drodze, jedchaliśmy ok .10 godzin, głównie ze względu na jakość dróg - to najgorsze drogi, jakimi miałam okazję kiedykolwiek jechać.

Mokokchung (dzień 12 - 14)

Nocleg

2 noce.
Tel.: 91 96151 66202
Świetny hotel, wiele wskazuje na to, że najlepszy w mieście. Zlokalizowany na wzgórzu z widokiem na całe miesto, taki mały luksus. Ogromne, czyste pokoje, naprawdę znakomita obsułga, pyszna kuchnia z restauracją na europejskim poziomie. Serwowane są dania narodowe Nagów, ale w wersji lux.
Niestety, w tym obiekcie ze wzglądu na dużą i komfortową salę konterencyjną dość często odbywają się konferencje i eventy. W tym czasie restauracja może być wyłączona dla pojedynczych gości. Posiłki są wtedy serwowane albo w lobby albo w salce przy holu z wyjściem na patio. Mieliśmy pecha ponieważ podczas naszego pobytu odbywała się konferencja i jedno z naszych śniadań jedliśmy w salce przy holu, musieliśmy też czekać na nie bardzo długo, prawie godzinę. Tak więc luksus luksusem, a indyjski luz i niestety brak profesjonalizmu widoczny jest także i tu. Jednakże będąc w Indiach trzeba być na to przygotowanym :)
Gdybyśmy sami szukali noclegu, to na pewno wybór padłby na inny, tańszy hotel (priorytetem jest dla nas jedynie pokój z łazienką, ale to też często odpuszczamy ;) ), ale cały czas spędzony w Assam, Arunachal i Nagaland mieliśmy obgadany z miejscowym przewodnikiem (o tym napiszę szerzej w podsumowaniu) więc jeśli chodzi o ustalenia dotyczące hoteli, to kilka razy konieczny był kompromis czego skutkiem było pławienie się w tamtejszym luksusie :)
Na zdjęciach nasz pokój (widać drzwi na duży balkon), lobby i patio z restauracją w tle.

Adres: Whispering winds; D.C Hill, Sangtemla Ward, Nagaland, Mokokchung 798601
Cena za dobę: 2000 INR De Lux (ok. 100,-) lub superior 1500 INR (ok. 80,-) / 2 os. śniadanie

W okolicy

Na zdjęciach: kościół baptystów z 1896 roku, wioska Ao i ciekawostka - ośrodek zdrowia w wiosce Ao.
Wolałabym zamiast tego miejsca odwiedzić inne wioski Konyaków, ale kto wiedział...Plan był ustalony wcześniej, miejsce wydawało się atrakcyjne. No i oczywiście było tam także bardzo sympatycznie, ja osobiście jednak wolałabym spędzić te dwa dni tak jak wspomniałam powyżej.
W sumie także ze względów logistycznych Mokokchung nie za bardzo był nam po drodze, żeby tam dotrzeć musieliśmy wrócić do Assamu co yło trochę bez sensu. Plan układał inny przewodnik, nie nasz Tana, ja oczywiście jak zawsze sprawdzałam miejsca, ale w tym wypadku ogarnęła mnie jakaś "pomroczność jasna", może dlatego, że zawierzyłam kolesiowi, a informacji w necie nie było wcale (nawet Tripadvisor także nie ma zbyt wiele do powiedzenia na temat tego miejsca).
Mogę tylko dodać, że czas spędzony w gronie przyjaciół nigdy nie będzie stracony :)
Mieliśmy spacer do wioski Ao gdzie pod zadaszeniem wystawiony jest tradycyjny rytualny bęben zrobiony z jednego pnia drzewa (takie bębny przechowywane są w morungach czyli domach starszyzny prawdopodobnie we wszystkich wioskach Nagów). Obok znajduje się tradycyjny morung. Odwiedziliśmy Muzeum Kultury Mopungchuket, w którym można się zapoznać z tradycjami plemienia Ao.
W okolicy Mokokchung znajdje się pierwszy kościół baptystów z 1896 roku. Stan Nagaland to w ok. 90 % baptyści, choć oczywiście panuje tam klasyczny synkretyzm...
Wioska słynie z domów z dużą ilością kwiatów w ogródkach, przed domami, w oknach, słynie także z czystości, na którą tu szczególnie zwracają uwagę.
Pomimo tych atrakcji spacer po okolicznych wioskach nie wyróżniał się w mojej ocenie niczym szczegółnym, powtórzę - zdecydowanie wolałabym ten czas przeznaczyć na Dolinę Ziro lub wioski Konyak.

Transport do następnego miejsca

Touphema, naszym autem. Podróż trwała ok. 7 godzin (ok. 160 km).

Touphema (dzień 14 - 15)

Nocleg

1 noc, 1 dzień.
Tourist village. Na zdjęciach alejka z domkami, nasz pokój, nasz domek.
Wspaniałe miejsce, kameralne, z klimatem. W każdym domku takim jak nasz były dwa pomieszczenia, pierwsze z kominkiem, stołem, fotelami, drugie to sypialnia no i oczywiście łazienka. Łazienka ok. Jest ciepła woda w kranie, a nie w wiadrach ;)
Na miejscu jest tradycyjny morung w którym na zamówinie kobiety z plemienia Angami zaprezentują "program artystyczny" - ichniejsze "darcie pierza" czyli przygotowanie bawełny do procesu tkania, przy akompaniamencie śpiewu a capella, na trzy głosy. Koszt to 2000 INR (ok 100 PLN). To było naprawdę dobre, nie żadna sztuczna cepelia, panie nam też grały na oryginalnych instrumentach, śpiewały - bardzo udany wieczór.
Pyszna kolacja w formie bufetu, z ogromnym wyborem dań, śniadanie można zjeść w sali restauracyjnej lub w dużej altanie (płatki, mleko, jajka na twardo lub omlet, dżem, pieczywo. Przemiła obsługa. Polecam :)

Adres: Tourist village; Tuophema village

W okolicy

To był krótki przystanek w drodze do Kohima, przybyliśmy pod wieczór, wieczorem przy ognisku w morungu wyżej opisany występ, a rano wizyta w muzeum, które sąsiaduje z hotelem. Bardzo ciekawe muzeum, zdecydowanie polecam. Można obejrzeć stroje, broń, biżuterię, przedmioty codziennego użytku wszystkich plemion Nagalandu, można się zapoznać z ulubionymi zabawami / sportami uprawianymi przez plemiona, pokazane są wszystkie chaty plemion Nagalandu. Naprawdę bardzo udany pobyt, tak z racji fajnego występu, jak i wizyty w muzeum. Polecam!
Na zdjęciach:
- kobiety z plemienia Angami
- nasz przewodnik przy ognisku w morungu, w którym spędzliśmy wieczór :)
- tablica z wymienionymi wszystkimi plemionami Nagalandu, znajdująca się zaraz po wejściu do muzeum.
.

Transport do następnego miejsca

Naszym autem do Kohima, w drodze ok. 2 godzin, potem z Kohima do Kisama Naga Heritage (wioski w której odbywał się festiwal i gdzie mieliśmy noclegi) jechaliśmy ponad dwie godziny w korku gigancie jakiego Europa by się nie powstydziła :(

Kohima - Kisama (dzień 15 - 18)

Nocleg

2 dni, 3 noce.
Vikhono homestay.
ABSOLUTNIE OBOWIĄZKOWA JEST REZERWACJA MIEJSC NOCLEGOWYCH ZE SPORYM WYPRZEDZENIEM! Podczas trwania festiwalu można mieć problem z noclegami. Są dwie opcje - albo poszukacie noclegu wśród ubogiej oferty Kisamy i będziecie cały czas "na miejscu" (co zdecydowanie polecam), albo zdecydujecie się na centrum Kohima codziennie dojeżdżając taksówką na festiwal (ale spodziewajcie się korków więc ruszyć trzeba naprawdę wczesnie!) i tak też z niego wracając. To opcja także niezła i zapewne z większym wyborem lepszych noclegów - koniecznie pamiętać należy o sporym wyprzedzeniu czasowym podczas dokonywania rezerwacji!!!
Co do naszego miejsca noclegowego... no cóż... zdecydowanie nie polecam, przynajmniej na chwilę obecną. Hotel jest w budowie więc może za jakiś czas będzie lepiej. Głównym OGROMNYM problemem są przeciągi oraz przejmujące zimno panujące na terenie całego obiaktu. Ponieważ tak jak wspomniałam hotel jest w budowie, to klatka schodowa jest otwarta i hula po niej wiatr, który skutecznie wyziębia cały obiekt.
Kohima położona jest na wysokości n.p.m.: 1 444 m, u podnóża Himalajów więc noce są tu zimne, w grudniu temperatura spada nawet do zera a może się zdarzyć, że i niżej. Do Kohima przyjeżdża się właśnie w grudniu, ze względu na odbywający się wtedy Hornbill Festival...dlatego też nie ma co się spodziewać cieplejszych nocy.
Właściciele obiektu zdają się nie przejmować tym, że ich goście KOSZMARNIE MARZNĄ! Mają tu niezrozumiały zwyczaj wstawiania okien bez szyb. W kuchni, w ogromnym oknie 1/2metra na 1 metr nie ma szyby więc podczas śniadań i kolacji goście siedzą okutani po uszy. W łazienkach przy pokojach dla gości w oknach nie ma szyb więc umycie się jest czynnością dla bohaterów (zwłaszcza, że nie staniecie pod gorącym prysznicem, ciepła woda przynoszona jest w wiadrach...) Moja współtowarzyszka zatkała okna poduszką, co wiele nie dało, ale przynajmniej w naszym pokoju nie wiało :(
Jedzenie jest dość przyzwoite, choć szału nie ma. Na szczęście wszystkiego jest dość dużo. Kolacje dodatkowo płatne, ale dość drogie jak na Indie, jednak tam wyboru za dużego nie ma - w Kisoma nie ma knajp, jeśli więc nie skorzystacie z (dość ubogiej) oferty na terenie festiwalowym to pozostaje tylko kolacja w Waszym hotelu...
Jedyną zaletą miejscówki jest bliskość terenu festiwalowego, jedzie sie tam dosłownie kilkanaście minut. Mili są także gospodarze. Na tym zalety się kończą.
Na zdjęciach:
- nasza łazienka z oknami bez szyb...
- pokój
- wspólna sala dla gości (stołówka, pokój dzienny - jak zwał tak zwał) widziana od strony kuchni. Po lewej wejście z dworu (drzwi ciągle otwierane...), po prawej wejście do części mieszkalnej z pokojami i klatką schodową (w budowie) więc wyobraźcie sobie te przeciągi przy temperaturze "0". ALEŻ TAM BYŁO ZIMNO!!!!!

Adres: Vikhono homestay; Kigwema village, Kisama

W okolicy

Na zakończenie podróży po tej części Indii przybyliśmy do miasta Kohima, stolicy Nagalandu, na jej obrzeżach we wsi Kisama odbywał się "festiwal festiwali" (jak o nim mówią Nagowie) czyli festiwal HORNBILL, podczas którego występują przedstawiciele wszystkich 17 plemion tego stanu. Festiwal Dzioborożca (to popularna nazwa festiwalu, nawiązująca do ptaka "dzioborożca" którego pióra ozdabiały czapki Nagów) to niepowtarzalna okazja, aby w jednym miejscu spotkać przedstawicieli wszystkich plemion zamieszkujących te tereny. Plemiona, które do niedawna toczyły ze sobą wojny, na festiwalu w zgodzie prezentują swoją kulturę i tradycje, a jego celem jest ożywienie i ochrona bogatej kultury stanu Nagaland.
FESTIVAL HORNBILL wspiera rząd Indii widząc w nim nadzieję na zachowanie wielu zwyczajów, ginących wraz z napływem "zachodniej cywilizacji". Wszyscy uczestnicy tego wydarzenia byli fantastyczni, widać było, że uczestnictwo w wystepach i udział w całym festiwalu to dla nich wielkie wyróżnienie i powód do dumy.
Zdecydowanie polecam obecność na uroczystości rozpoczęcia festiwalu, w pierwszym dniu oraz na uroczystości zakończenia festiwalu. Ja dziś mając tę wiedzę plan ułożyłabym tak, że po pierwszych dwóch dniach festiwalu ruszyłabym do Mon na tydzień i wróciłabym na zakończenie festiwalu. Rzecz absolutnie do zrobienia. Uroczyste otwarcie festiwalu było WOW, z opisów w internecie wiem, że uroczyste zamknięcie festiwalu było rónie spektakularne. Festiwal trwa zawsze 10 dni, zawsze jest to początek grudnia. Niestety, jest to pora sucha, czyli początek zimy, organizatorzy zdecydowali się na ten okres, ponieważ wtedy nie padają deszcze, a w dzień jest względnie słonecznie i ciepło (temperatury wahają się od 18 do 25 stopni). Ranki są dość chłodne, ale nawet krótki rękaw ujdzie, gorzej z wieczorami, wtedy nie ma już słońca i bywa dość zimno więc polar i windstopper przydadzą się BARDZO. A warto spędzić na terenie festiwalowym cały dzień, od ok. 9 - 10 rano do zamkniecia terenu. Jest się to prawdopodobnie pierwszy i ostatni raz więc ja proponuję wykorzystać każdą chwilę na maxa. Na terenie festiwalowym dzieje się naprawdę dużo. Każde plemię ma swój teren, prezentują swoje tradycyjne domy, nierzadko częstują swoimi tradycyjnymi potrawami, można się z przedstawicielami plemienia napić piwa ryżowego (jedynego alkoholu, który jest dostępny w Kohima a co za tym idzie i na festiwalu, jako że w Nagalandzie panuje prohibicja - o tym napiszę kilka słów w podsumowaniu). Pomimo, że to piwo jest dość słabe to wierzcie mi, i po nim może zaszumieć w głowie.
Opiszę teraz jak może wyglądać dzień festiwalowy. Warto rpzybyć rano - zaraz po wejściu na teren macie market ekologiczny, gdzie przedstawiciele plemion prezentują i sprzedają różne wyroby (owoce, herbaty, przyprawy). Obok znajdują się stoiska z kwiatami i takze przyprawami (imbir w wielu smakach, przecudne sadzonki kwiatów, sukulentów, no CUDA, a limity bagażu podręcznego na lotach wewnętrznych to 15 kg i za nadbagaż ściągają kasę bezlitośnie).
Od 10 max warto się ustawić przy głównej alei którą dochodzi się do centrum festiwalowego, ponieważ przybywają grupy które będą występować. Idą ze śpiewem na ustach, naprawdę fajnie to wygląda :)
Chyba ok 11 zaczynają się występy, w amfiteatrze warto być wcześniej nawet z godzinę, bo miejsc jest mało a ludzi dużo. Na dodatek wśród widowni znajdują się WSZYSCY WYSTĘPUJĄCY, a pomiędzy nimi siedzą turyści.
Wygląda to tak, że zapowiadana jest jakaś grupa, która wcześniej opuściła swoje miejsce dla widzów i po tej zapowiedzi wychodziła na arenę pod sceną. Występ grupy był komentowany przez konferansjera w j. angielskim. W międzyczasie swoje miejsca na widowni opuszczała kolejna grupa, ta zaś, która zakończyła występ wracała na swoje miejsca.
Każdego dnia występowały wszystkie grupy - przedstawiciele plemion, przez każdą grupę prezentowane było kilka obrzędów / zwyczajów / zabaw / tańców / śpiewów, każdego dnia inna grupa prezentowała inny rytuał. W ten sposób przez czas trwania festiwalu każda z grup mogła zaprezentoać cały program, a dla nas był to sygnał, że poza pierwszym i ostatnim dniem wszystkie pozostałe wyglądają podobnie (stąd moja wcześiejsza rada).
Występy przedpołudniowe trwają ok 3 godzin z jedną przerwą. Dla fotografów dobra wiadomość, tuż po rozpoczęciu występów można wejść na arenę i uplasować się pod ogrodzeniem, ale od wewnętrznej strony. Właśnie ze względu na fotografów zdecydowano, że na arenie będzie rozłożona sztuczna trawa, aby kurz nie utrudniał dokumentowania występów.
Ok godziny 14 - 14,30 kończą się występy i to jest czas na eksplorowanie "wioski festiwalowej", czyli odwiedzanie morungów wszystkich występujących plemion. W kilku miejscach rozmieszczone są punkty z jedzeniem, nie jest to nic wyszukanego, ale można spróbować miejscowej kuchni. Tuż nad amfiteatrem na dwóch poziomach znajdują się stoiska rzemieślników z różnych plemion, to takie klasyczne miejsce "pod turystów". Można kupić najróżniejsze pamiątki, ale też wszystko to jest naprawdę warte swojej ceny (choć targowanie BARDZO polecam ;) ). My kupiliśmy mnóstwo rzeczy :)
Po zakupach koniecznie trzeba zrobić rundę po siedzibach plemion i gdzie się da wypić piwo ryżowe - słabe, ale wszystko jest kwestią ilości;)
Podczas wolnego czasu warto też odwiedzić mieszczące się poniżej, przy głównej drodze zmierzającej w kierunku amfiteatru, pawilony z dziełami miejscowych artystów, stoiska rzemieślników. Można było zwiedzić niewielką galerię ze zdjęciami dokumentującymi życie Mahatmy Ghandi, inne ze zdjęciami fotografików z Nagalandu, czy obrazami artystów malarzy. Zdecydowanie warto też odwiedzić malutkie muzeum walk o Kohimę z okresu II wojny światowej.
Jeśli chodzi o rozmieszczenie stoisk, pawilonów i galerii, to podobno co roku znajdują się w tych samych miejscach.

Wszystkie ceny podam w podsumowaniu.
Tegoroczny festiwal był bardzo EKO, główne hasło to FESTIWAL BEZ PLASTIKU. Na całym terenie nie sprzedawano wody w plastikowych butelkach (były natomiast dystrybutory z wodą), nie sprzedawano niczego w plastikowych "reklamówkach".
Obecność na festiwalu była moim wielkim marzeniem. Kolejne, które udało się  zrealizować :)
Mogłabym o Festival Hirnbill pisać i opowiadać naprawdę długo, ale lepszym rozwiązniem będzie zaplanowanie wizyty podczas kolejnej jego edycji :)
W wolnej chwili któregoś przedpołudnia warto wybrać się do Kohima. Jest tam piękny, współczesny kościół w kształcie morungu (dla przypomnienia - klasycznej chaty Nagów). Na witrażach można podziwiać symbole Nagów. Klasyczny synkretyzm :) Poza tym do Kohima warto pojechać choćby po to, aby zobaczyć jak wygląda stolica stanu i może wstąpić do jednej z knajpek na pierożki momo (klasyczne danie nepalskie i tybetańskie, nie zapominajmy, że Nagaland zamieszkują plemiona tybetańsko - indyjskie.
Koniecznie trzeba wziąć pod uwagę możliwość korków.

Transport do następnego miejsca

Naszym autem transfer na lotnisko w Dimapur max 3 godziny jazdy, dość dobra droga, 3 godziny na ten odcinek wystarczą w zupełności.

Dimapur (dzień 18)

Nocleg

w Dimapur byliśmy jedynie na lotnisku (powrót do Delhi).

Adres: Dimapur Airport; 3rd Mile Dimapur, Nagaland 797112
Cena za dobę: Bez noclegu

Transport do następnego miejsca

Lot do Delhi
12,40 - 17,15 (4,35 h.) z międzylądowaniem w Kalkucie (bez wysiadania z samolotu).

Na lotnisko w Indiach ZAWSZE musicie być minimum godzinę wcześniej, czyli w sumie nie 2, a 3 godziny przed odlotem. Mogą Was bowiem spotkać różne niespodzianki, dzięki którym macie szanse nie zdążyć na samolot... Oto co nas spotkało:
KONIECZNIE MUSICIE MIEĆ WYDRUKOWANE KARTY POKŁADOWE W JĘZYKU ANGIELSKIM!!! My mieliśmy po polsku i panu wpuszcającemu na lotnisko (w Azji na teren lotniska wchodzi się jedynie za okazaniem karty pokładowej oraz paszportu) nie spodobała sie data - 3 GRUDNIA - po polsku. Nie było dyskusji, powoływaliśmy się na nr lotu, nie zostaliśmy wpuszczeni. Na szczęście przy ostatnim wejściu na lotnisko był specjalny boks, gdzie można było wydrukować karty pokładowe w j. angielskim za opłatą 50 INR (ok. 2,50 PLN). Ale nie było to niestety takie proste, jak mogłoby się wydawać, ponieważ pani obsługująca komputer sprawiała wrażenie, jakby widziała go pierwszy raz w życiu. Trzeba było pani pomóc klikać w odpowiednie miejsca. Gdyby nie cierpliwość jednej z moich współtowarzyszek i jej taktowna pomoc to nie zdążylibyśmy na nasz lot... Pani miała kompletnie gdzieś fakt, iż godzina odlotu zbliżała się nieubłaganie :(

Jak więc widzicie zapas czasu w przypadku przybycia na azjatyckie lotnisko jest jak najbardziej zasadny. Nigdy nie wiecie, co Was tam może zaskoczyć!!!
W Delhi tym razem od razu spotkaliśmy pana z naszego hotelu i transfer do hotelu odbył się bez problemu.

Delhi (dzień 18 - 20)

Nocleg

4 noce. (1 noc ok. 100 PLN / 1 noc / 1 pokój)
Hotel Grand Uddhav (3*)
Hotel BARDZO drogi, tym bardziej jak na Indie, jednak była to nasza świadoma decyzja. Jak widać na zdjęciach, pokój robi dobre wrażenie. W każdym pokoju jest klimatyzacja oraz kawa, herbata, czajnik, komplet kosmetyków.
Pomimo jednak ceny, to można natrafić na uciążliwości. Jeśli traficie na pokój znajdujący się nad recepcją (jeden z naszych pokoi znajdujący się na 1 piętrze) to proponuję go zmienić, ponieważ odgłosy z recepcji docierają do pokoju i bardzo przeszkadzają. Jest to poza tym jeden z pokoi BEZ OKNA.
To w Indiach dość często spotykany zwyczaj. Jeśli zależy Wam na pokoju z oknem, trzeba to bardzo wyraźnie zaznaczać podczas rezerwacji, a i to nie oznacza, że taki pokój dostaniecie... W takim wypadku trzeba być upartym i bardzo konsekwentnym. Drugi nasz pokój niby miał okno, ale wychodzące na szyb wentylacyjny, tak więc nie było co liczyć na np światło dzienne. Pewnym pocieszeniem był fakt, że było cicho ;)
Śniadania w formie bufetu serwowane w restauracji na dachu hotelu. Bardzo duży wybór dań indyjskich ale są także także śniadania kontynentalne. Oczywiście wszystkiego było pod dostatkiem.
W hotelu można zamówić taksówkę w dowolne miejsce, można też zamówić transport np do Agry, z czego my skorzystaliśmy. Zapłaciliśmy 8200 INR (ok. 400 PLN dla 4 osób). Myślę, że mogliśmy znaleźć transport taniej, ale raczej nie byłyby to duże oszczędności.
Czy warto tyle płacić za transport w Indiach? O wyjeździe do Agry i możliwościach dotarcia do tego miasta napiszę w następnym etapie "Agra".
W hotelu od takich rezerwacji jest jeden gość, taki kokiet i cwaniaczek, na mnie nie zrobił dobrego wrażenia. Podczas negocjacji ceny należy się ostro targować, my stargowaliśmy 1/3 pierwotnej kwoty, ale obstawiam, że można było więcej.

Można tu zamówić tranfer na lotnisko (polecam zamówić na godzinę wcześniej, nasza taksówka się spóźniała i byliśmy mocno zdenerwowani czy zdążymy na samolot).
Delhi opisuję w dwóch etapach, potem zamieszczę zdjęcia z części wspólnych hotelu.
Teraz na zdjęciach:
- pokój koleżanki i mój z "oknem"
- pokój naszych współtowarzyszy bez okna
- toaleta (w obu pokojach podobna)

Adres: 4953-54, Ramdwara Rd, Nehru Bazar, Paharganj, New Delhi, Delhi 110055, Indie
Cena za dobę: 16 479,23 INR (ok. 900 PLN) / 2 pokoje 2 os. / śniadania / 4 noce

W okolicy

Turystycznym gettem Delhi jest rejon Paharganj i jego główna ulica Main Bazaar. Nasz hotel mieścił się właśnie tu, miał konkurencję tysiąca hotelików. Jest tu drugie tyle knajpek i restauracji, ale przede wszystkim są sklepiki, stoiska, można kupić WSZYSTKO i za grosze.
Stąd jest blisko praktycznie wszędzie, nie polecam jednak spacerów, bo choć czasem nie jest to duża odległość, to przy tym tłumie, ciąglej przebudowie ulic pokonanie planowanej odległości w ciągu np godziny może się zamienić na minimum dwie...
Polecam przemieszczanie się metrem. Stacje znajdują się przy każdym zabytku i obiekcie polecanym do zwiedzania, bilet kosztuje grosze. Drugim sposobem jest UBER, my z UBERA skorzystaliśmy. Ceny trochę niższe niż Polsce. Można też rykszą, ta wciśnie się pomiędzy auta na zakorkowanej ulicy, ale za to jeśli odległość jest większa, to jedzie się wolno.

Niektóre zabytki:
- Ajmeri Gate 1000 m
- Birla Mandir Temple (Lakshmi Narayan) 1.6 km
- Janpath Market 1.7 km
- Czerwony Fort 3.2 km
- Brama Indii (Delhi) 1 km
My pierwszego dnia odwiedziliśmy Meczet Dżama Masdżid, jadąc do niego rykszą przez zatłoczone uliczki bazaru.
Wstęp do meczetu jest bezpłatny, ale za możliwość robienia zdjęć każą sobie słono płacić (300 INR).
Przy meczecie jak łatwo się domyślić jest sporo stoisk prowadzonych przez muzułman.
Koniecznie trzeba się udać na Bazar Przypraw. My oczywiście też tam poszliśmy, kochamy wszelkie bazary, a ten jest szczególny, w niektórych miejscach ma się wrażenie, że czas zatrymał się tu wielki temu. Zapach przypraw był oszałamiający, co chwila mijał nas kulis ciągnąc swój wózek. Można tu oczywiscie zrobić zakupy, ale trzeba uważać na naganiaczy, ci co bradziej skuteczni zaciągną Was do "swojego " sklepiku, za co dostaną od własciciela kasę. W sumie jest to jakaś metoda na zarobek, można dla świętego spokoju zrobić mały zakup, ale w takim miejscu ZAWSZE przepłacacie sporo! Taki sam towar znajdziecie za chwilę na dziesiątkach straganów. Warto przed zakupem trochę się rozejrzeć.
Bazary w Delki to ogromny obszar, wydzielone sektory specjalizują się w sprzedaży różnych artykułów.

Kolejnym miejscem które odwiedziliśmy była współczesna świątynia Akshardham (inna nazwa: Swaminarayan Akshardham). Nie mam zdjęć z tego miejsca, ponieważ obowiązuje tam całkowity zakaz fotografowania, przy wejściu na teren świątyni zostawia się w depozycie urządzenia elektroniczne, wszystkie aparaty i kamery fotograficzne, także telefony. Nie ma możliwości żeby ich nie zostawić, kilka razy przechodzi się przez różne bramki. Wierzcie mi, kontrole na lotnisku wobec tutejszych to pikuś.
Sama świątynia jest oszałamiająca. Nawiązuje do tradycyjnej hinduskiej architektury i jest zaliczana do największych hinduistycznych świątyń na świecie. Naprawdę warto tu było przyjechać, choć opinie bywają różne, są tacy, którzy porównują to miejsce do Disneylandu połączonego z Licheniem. Ale ja mogę Wam udzielić kolejny raz takiej rady, żeby samemu ocenić, czy warto czy nie :)

Adres: Noida Mor, Pandav Nagar, New Delhi, Delhi 110092, telefon: 91 11 4344 2344
Godziny otwarcia: wtorek-niedziela 09:30 - 18:30 (ostatnie wejście). Zamknięte w poniedziałki. Wstęp: sama świątynia i ogrody: bezpłatnie, płatne są niektóre wystawy - ok. 150 - 170 INR i pokaz fontann - 30 INR (niestety, nie trafiliśmy na pokaz).

http://www.akshardham.com

My nastawiliśmy się raczej na spokojne zwiedzanie Delhi, bez jakiegoś napięcia, że MUSIMY zrealizować cały plan, który zresztą nie był dość napięty.
Na zdjęciach:
- scenka w Jama Masjid - inaczej Wielki Meczet, Meczet Piątkowy, – główny meczet Delhi
- dwa pozostałe zdjęcia są z marketu przypraw

Transport do następnego miejsca

Wynajętą taksówką do Agry, ok. 200 km i ok 3 - 4 godzin w drodze. Do Agry z Delhi można się dostać pociągiem, busem, wypożyczonym samochodem lub właśnie taxi. Info dostaniecie w hotelu, ale ZAWSZE hotelowy naganiacz będzie Was namawiał na ICH propozycję.

Agra (dzień 20)

Nocleg

Jednodniowy wypad z Delhi, bez noclegu.
Zamiast zdjęć noclegu dodam zdjęcia z miejsc które odwiedzliśmy w Agrze i w drodze powrotnej do Delhi.

Cena za dobę: Bez noclegu

W okolicy

W Agrze jest oczywiście wiele wspaniałych miejsc, ale głównym punktem programu jest Taj Mahal. Koniecznie trzeba tam być najpóźniej o 10, im wcześniej tym lepiej, im wcześniej, ty mniej ludzi. Można oczywiście celować w czas przed zachodem słońca za względu na najlepsze światło, ale zmierzch nastaje dość szybko więc jest to ryzykowna decyzja. Bilet jest ważny 3 godziny. 100 INR dla cudzoziemców plus 200 INR za zwiedzanie mauzoleum, czyli razem 1300 INR (około 70 zł) Dzieci poniżej 15 roku życia (również turyści z zagranicy) – wstęp bezpłatny. Bilet uprawnia do otrzymania butelki wody oraz plastikowych ochraniaczy na buty (ochraniacze dostaje się podczas zwiedzania głównego mauzoleum). Bilet jest ważny na dany dzień oraz godziny zakupu.
Można wynająć miejscowego przewodnika, płaci się tyle, ile się uzna za stosowne. Moi współtowarzysze bardzo chcieli wynająć takiego przewodnika, dlatego też mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że to pieniądze wyrzucone w błoto. Koleś był niezwykle sympatyczny, jak oczywiście każdy przewodnik, ale nie umiał powiedzieć niczego, poza informacjami ogólnie dostępnymi w internecie. Na koniec zwiedzania oczywiście zaprowadzi Was taki przewodnik do manufaktury w której potomkowie budowniczych Taj Mahal pokażą Wam jakiej precyzji potrzeba aby wykonać jeden z elementów wykorzystanych przy budowie (a obecnie przy renowacji grobowca). Natychmiast potem prowadzi się Was do sklepu, potem ciągnie do kolejnego i następnego...a człowiekowi głupio odmówić, bo przecież ten przewodnik taki miły był i jest... Ja osobiście - choć uwielbiam robić zakupy podczas swoich podróży, to czegoś takiego niecierpię.
Najciekawsze informacje o Taj Mahal znajdziecie tu:
https://whc.unesco.org/en/list/252
https://www.culturalindia.net/amp/monuments/taj-mahal.html
http://emiwdrodze.pl/indie/ikona-indii-taj-mahal/

Drugim odwiedzonym przez nas miejscem był Agra Fort (Czerwony Fort), kolejny zabytek umieszczony na liście Unesco. Z Fortu, jeśli warunki pogodowe będą sprzyjać, zobaczycie Taj Mahal. Bilet kosztuje 55o INR, jeśli płacicie kartą to o 50 INR mniej (jak wszędzie w Indiach). Jeśli byliście wcześniej w Taj to bilet powinien być tańszy. Ale nie był...
Czerwony Fort w Agrze jest zdecydowanie piękniejszy niż ten w Delhi, ale uważam, że samemu trzeba się o tym przekonać. Mnie podobały sie oba, choć ten w Delhi widziałam kilka lat temu.

Wracając podjechaliśmy do Świątyni Prem Mandir Krishna, Vrindavan. To świątynia poświęcona Krysznie. Kryszna wiadomo - kochał "kobiety, wino, śpiew". Scenom z życia Kryszny poświęcone są "ołtarze" - nie wiem jak to nazwać... - rozmieszczone dookoła głównej świątyni, która oświetlona jest od chwili zapadnięcia zmierzchu, mieni się czerwienią, zielenią, różem, żółcią, aż oczy bolą :) Podobnie oświetlone są te scenki z życia Kryszny... Sama główna świątynia jest biała, przepięknie rzeźbione łuki, krużganki i filary wewnątrz i zewnątrz naprawdę robią wrażenie. Wyobrażam sobie, że w dzień musi zachwycać. Do środka można wejść, robi się dość szybką rundę po obu kondygnacjach i wraca na zewnątrz, żeby móc obserwować procesję, w któej idący mężczyźni tańczą i śpiewają. Generalnie panuje atmosfera radości i zabawy. Poza terenem świątyni (zamykanej o godz. 20) rozmieszczone są stragany z ichniejszymi dewocjonaliami, jedzeniem i pamiątkami.
Kapitalne miejsce, wieczorem nie było poza nami żadnego turysty. Wstęp bezpłatny. Zdecydowanie polecam!
Na zdjęciach:
- brama wiodąca do Taj Mahal
- Taj Mahal
- grupa tranwestytów - świętych kobiet "Hidźra" w Taj MAhal
- krużganki w Czerwonym Forcie
- procesja w świątyni Kryszny
- świątynia Kryszny

Transport do następnego miejsca

Powrót taksówką do Delhi

Delhi (dzień 20 - 22)

Nocleg

4 noce
Opis powyżej.
Tu na zdjęciach:
- recepcja z holem prowadzącym do wyjścia
- druga część holu ze schodami na piętra (ale oczywiście jest tak że winda), w tle widać zaparkowane auta! Te auta wjeżdżają holem z poprzedniego zdjęcia!
- hol z pokojami (nasze piętro)

Cena za dobę: j.w.

W okolicy

O Delhi nie będę się rozpisywać, informacji w internecie jest pierdylion ;)
Dodam tylko kilks słów na temat obserwacji, które poczyniłam odwiedzając powtónie to miasto po 4 latach. Otóż chyba smog jest jeszcze większy niż kiedyś :( Poza tym bieda jak była tak jest. Miałam jednak wrażenie, że tym razem było zdecydowanie mniej bezpańskich psów, a te, które widzieliśmy były naprawdę dobrze (jak na Indie...) traktowane. To co jest super, to większa ilość publicznych toalet. Do stanu Arunachal im daleko, ale jakiś krok został zrobiony.

Drugi dzień w Delhi przeznaczyliśmy na spacer po dzielnicy tybetańskiej (Majnu ka Tilla (dzielnica tybetańska) G.T. Road, Nowe Delhi 110002). Ta kolonia tybetańska w północnej części starego Delhi powstała w latach 60-tych po pierwszych falach uciekinierów z okupowanego Tybetu. Panuje to niesamowity klimat, miejsce jest szczególne i panuje tu kompletnie inna atmosfera niż w pozostałej części Delhi.
Według mnie punkt absolutnie obowiązkowy podczas zwiedzania Delhi.
Następnym miejscem była świątynia sikhijska Grudwara Bangla Sahib. Świątynia otwarta jest dla każdego człowieka niezależnie od wyznawanej religii. Na terenie świątyni działa jadłodajnia. Tu każdy przybysz, bez względu na wyznawaną wiarę, czy poglądy, w jednej sali mogą zjeźć posiłek. Chętnych zaprasza się do kuchni, aby pomogli w wałkowaniu placków ciapati.

Pobyt w Indiach i w Delhi postanowiliśmy zakończyć z przytupem. Jeszcze w Polsce dostałam info o jednej z delhijskich restauracji, zajmujacej 3 miejsce na liście najlepszych azjatyckich restauracji w rankingu Tripadvisor. Okazało się, że rezerwacja na nasz termin jest możliwa, należy wpłacić podczas rezerwacji po ok. 2000 INR (ok. 100 PLN). Przy płaceniu rachunku ta kwota jest odliczana. Rezerwację można odwołać na minimum dzień przed. Należy być o czasie, po 15 minutach rezerwacja jest anulowana, a zaliczka przepada.
Kolacja jest fantastyczna, przepyszna, obsluga nienaganna. Dokonanie rezerwacji jest banalnie proste. Z tego, co dokonując rezerwację widziałam na stronie, ceny są naprawdę na każdą kieszeń, mówiąc szczerze byłam tym bardzo mile zaskoczona. Tym bardziej, jeśli weźmie się pod uwagę poziom i prestiż restauracji. Dania tam serwowane są tradycyjnymi daniami kuchni indyjskiej, ale z nowoczesną nutą. Moi współtowarzysze zamówili koktaile - one też były inspirowane smakami Indii i powiem szczerze, że wszystkie trzy były delikatnie mówiąc mało smaczne. Ale i tu powtórzę: każdy powinien spróbować czegoś, co jest charakterystyczne dla miejsca, aby móc wyrazić opinię ;)
Koszt dania głównego to max 1800 INR (ok. 90 PLN). My za kolację składan=jącą się w 4 przystawek, 4 dań głównych, 3 koktaili, wina (1 lampka) i 4 deserów oraz wody zapłaciliśmy 18 950 INR (włączjąc kwotę wpłaconą przy dokonywaniu rezerwacji) - to ok. 1000 PLN czyli po ok. 250 PLN na 1 osobę.
Dodam jeszcze że my po 3 tygodniach podróży wyglądaliśmy na "dość zmęczonych", dodatkowo byliśmy po całym dniu wyczerpującego zwiedzania i wyglądaliśmy jak backpackerzy :))) Pomimo to, byliśmy traktowani z honorami należnymi każdemu gościowi tej restauracji :)
Tu macie link do restauracji:
https://indianaccent.com/newdelhi/index.php

Na zdjęciach:
- scenka z dzielnicy tybetańskiej
- świątynia sikhijska Grudwara Bangla Sahib
- w śiątynnej jadłodajni podczas posiłku

Transport do następnego miejsca

Transfer na lotnisko, powrót do Polski.

Podsumowanie

Planując wyprawę do Arunachal Pradesh pamiętajcie, że nawiązanie kontaktu z plemionami tego stanu bez obecności przewodnika jest dość ryzykowne. Problem z nawiązniem jakigokolwiek kontaktu może być realną przeszkodą. Poza tym aby wjechać do tego stanu niezbędny jest permit, którego załatwianie bez kontaktu w Arunachal Pradesh jest bardzo trudne i trwa dość długo (na miejscu minimum dwa tygodnie, online pewnie tyle samo o ile nie dłużej co polecam jeśli znacie dokładny termin pobytu). Planując tę podróż bez wynajętego auta (w tym rejonie ZAWSZE z kierowcą - czy w całych Indiach też tak jest, tego nie wiem), musicie przeznaczyć na każdy z odcinków który opisałam podwójną ilość czasu. Ten brak czasu w naszym wypadku zdecydował o wyborze opcji z wynajętym autem na północno - wschodnią część Indii.

Wybierając się do Doliny Ziro w Arunachal Pradesh i do wiosek Apatani dobrze jest mieć przewodnika. Powodów jest kilka; starsze kobiety z charakterystycznymi kołkami w nosia nie będą się przed Wami chowały w swoich domach (to bardzo skromni ludzie), przewodnik przekona je do zgody na fotografowanie, czasem do rozmowy bądź wizyty w ich domu. Poza tym tam rzadko kto tam mówi w hindi, o angielskim zapomnijcie, porozumieć się tam można głównie w ich narzeczu. Bez tłumacza wejście w jakieś interakcje z Apatani będzie praktycznie niemożliwe. No i dzięki przewodnikowi Apatani poznacie fascynujące zwyczaje tego plemienia :)
Jadąc do Apatani pamiętajcie, że panuje tam bieda. Nam zasugerowano, abyśmy przywieźli ubranie, głównie t-shirty. Mieliśmy ich naprawdę sporo, także jakieś kurtki, ciepłe kamizelki, mogliśmy wręczyć takie upominki praktycznie każdej napotkanej osobie. Nie byłoby to jednak możliwe bez pomocy naszego przewodnika, ci ludzie są tak skromni, że wręczenie im czegokolwiek możliwe było dopiero, gdy przewodnik wytłumaczył, że to prezent dany z szacunku dla osoby obdarowanej. Dla dzieci mieliśmy małe maskotki.

Jestem pewna, że nawiązując bezpośredni kontakt z naszym przewodnikiem Taną wynegocjujecie dużo lepszą cenę. Ja cała podróż zaplanowałam z właścicielem małego biura podróży z Arunachal, którego pracownikiem był Tana. Tana to niezwykły facet, życzliwy, szalenie inteligentny, możecie na niego liczyć jak na najbliższego przyjaciela.
Podaję Wam namiar na Tanę:

https://www.facebook.com/ligang.tana

Wożąc te prezenty pamiętajcie o ograniczeniach na lotach wewnęrznych, często w indyjskich linich lotniczych limit wagi to 15 kg, koniecznie prawdźcie to przy kupnie biletów. Jednakże ratunkiem może być bagaż podręczny, którego nikt Wam nie waży i nie liczy ilości (można spokojnie zaryzykować dwa podręczne). Ale nawet jeśli bagaż główny będzie ważył więcej, to opłata za nadbagaż nie jest jakoś szokująco wysoka. Uważam, że ten wydatek trzeba sobie wkalkulować w tę podróż.

Podróżując do Nagalandu i plemienia łowców głów, czyli plemienia Konyak, to także dobrze mieć miejscowego przewodnika, głównie na wyjazd do wioski Longwa. Tam także barierą będzie język i to główny powód dla którego warto się pokusić o tegoż przewodnika. Polecam zagadać w hotelu w Mon - na pewno Wam załatwią kogoś zaufanego. Oczywiście polecam nasz hotel!
Jadąc do wiosek Konyak kupcie po 1 kg cukru i 1 kg herbaty dla wodza i taki sam prezent dla króla w Longwa.

Przyjeżdżając do Nagalandu w listopadzie / grudniu koniecznie trzeba mieć ze sobą ciepłe ubanie, ewentualnie bieliznę termiczną, poranki, wieczory i noce sa naprawdę zimne.

Jeśli chodzi o festiwal Hornbill, to odbywa się on zawsze w 1 - 10 grudnia. Baza hotelowa w Kohima jest znośna, ale na teren festiwalu trzeba dojechać. Daleko nie jest, pod warunkiem że nie będzie korków, żeby ich uniknąć, trzeba ruszyć bardzo wcześnie rano. Dobrze jest zarezerwować sobie noclegi z naprawdę dużym wyprzedzeniem, ponieważ w trakcie festiwalu możecie mieć problem z ich znalezieniem. Można znaleźć nocleg w jednej z okolicznych wiosek, wtedy dojazd na festiwal zajmie kilkanaście minut. Jeśli zdecydujecie się na przewodnika, to możecie liczyć na jego pomoc w szukaniu sensownych noclegów.

Tu link do strony festiwalu (jest tam wszystko, program, ceny produktów na targu eko, są zdjęcia z festiwalu w 2019 roku - polecam zajrzeć):

http://hornbillfestival.com/

Tu z tej strony link do propozycji zakwaterowania:

http://hornbillfestival.com/accommodation-during-hornbill-festival/  

Za nasz pakiet po wytargowanej zniżce (pisałam o tym wcześniej) zapłaciliśmy za 4 osoby 283 000 INR (ok. 15 500 PLN) czyli po ok. 3 800 PLN za 17 dni. W cenie była podróż autem z napędem na 4 koła (od odebrania z lotniska w Dibrugarh do odstawienia na lotnisko w Dimapur), wszystkie noclegi/hotele, śniadania i część obiadokolacji, opłaty za permit, wejścia wstępu, opłata za prom, przewodnik, kierowca.

O Delhi nie będę się rozpisywać, w internecie jest mnóstwo informacji, a my byliśmy tam tylko "przejazdem" i dość krótko. Uważam, że na samo Delhi 4 dni to minimum, ale 5 dni to max :)

Agrę warto zrobić oddzielnie, ale oczywście wtedy, gdy planujemy dalszą podróż po Indiach. My zrobiliśmy jednodniowy wypad, myślę jednak, że dobrym pomysłem byłoby zostanie tam na jedną noc. Przy 3 dniach jakie mieliśmy na Delhi to dobre rozwiąznie, nawet gdybyście mieli zdublować noclegi. Warto wtedy aby uniknąć podróżowania do Agry ze wszystkimi bagażami nie wymeldowywać się z hotelu w Delhi, zapłacić za wszystkie noce, a do Agry pojechać ze szczoteczką do zębów i piżamą ;)
My do Agry pojechaliśmy taksówką umówioną w naszym hotelu. Przy jednodniowym wypadzie to było bardzo dobre rozwiązanie. Można było jechać pociągiem za ok 20 PLN w jedną stronę ale pociągi w Indiach żyją własnym życiem, nigdy nie będziecie mieli gwarancji, że pociąg odjedzie punktualnie, przybędzie punktualnie, nawet jeśli wykupicie miejscówki to nie oznacza to, że uda się Wam tam siedzieć.
Podróż pociągiem w Indiach to przygoda sama w sobie, zdecydowanie ją polecam ponieważ podróże lokalnymi środkami transportu to fantastyczna forma zwiedzania, ale w tym wypadku zwyczajnie szkoda nam było czasu. Dodam, że mieliśmy wykupione bilety (jeszcze w Polsce), ale na miejscu zdecydowaliśmy się na auto. Przy okazji wzmianki o pociagach: bilety na pociągi w Indiach ZAWSZE trzeba kupić ze sporym wyprzedzeniem, bezpośrednio przed i na dworcu to loteria.

Choć wcześniej o tym wspominałam, to jednak to na tyle ważne, że powtórzę i tu: na lotnisko w Indiach dobrze jest przyjechać z dodatkową godziną rezerwy, co w naszym przypadku okazało się zbawienne.

Przykładowe Ceny

Indie są dość tanie, głównie jedzenie na ulicy. Dziennie można się zmieścić w 10 PLN jeśli skierujemy się do jadłodajni ulicznych. Dość drogie dla turystów spoza Indii są bilety wstępu do zwiedzanych obiektów, przeważnie to 550 INR (ok. 30 PLN). Płacąc kartą cena wynosi 500 INR (ok. 27 PLN).
Część cen podawałam opisując kolejne etapy podróży.
Pozostałe ceny:
bilety:
NAGALAND:
- muzeum w Kohima 10 INR (0,50 PLN)
- zezwolenie na fotorgafowanie w muzeum w Kohima 50 INR (ok. 2,60 PLN)
Niestety nie wiem ile kosztuje bilet wstępu na festiwal HORNBILL, ale myślę, że to kwota max ok. 100 INR (my mieliśmy opłacone wejście w naszym pakiecie). Za możliwość fotografowania płaci się:
- kamera 50 INR (ok. 2,60 PLN)
- aparat fotograficzny 30 INR (ok. 1,60 PLN)
DELHI / AGRA:
- Grobowiec Humayuna - 550 INR (kartą 500)
- wejście do Jama Masjid (Meczet Piątkowy) w Delhi nie płaci się, ale za wniesienie aparatu foto płaci się 300 INR (ok. 15 PLN)
- Tai Mahal to wydatek 1250 INR (ok. 70 PLN).
- Agra - Czerwony Fort - 550 INR (kartą 500)

Alkohol (w Arunachal Pradesh): rum, whisky po ok. 120 INR za butelkę 1/5 l. (ok. 6 PLN), piwo (widziałam tu tylko puszkowe) po ok. 30 INR, wino z kiwi w lokalnej wytwórni (PYSZNE!) 120 INR

Herbata "masala tea" wszędzie po max 30 INR (wspaniała, czasem z mlekiem i kardamonem, czasem z kardamonem i limonką).
Obiad dla 4 osób "w trasie" w wersji "na bogato":
- max 1000 INR (ok. 50 PLN)
Kolacja dla 4 osób w hotelu na Majuli:
- 600 INR (ok. 30 PLN)
Kolacja w restauracji w Mon:
- kurczak 300 INR (ok. 15 PLN)
- danie wegetariańskie 180 INR (ok. 9 PLN)
W Mokhokchung w restauracji:
- momo (pierożki nepalskie) 150 INR (ok. 8 PLN)
Kolacja w Thoupema:
- 1 osoba - 500 INR (ok. 26 PLN)
Lunch w Agrze (zupy, dania główne, herbata, woda, cola) - droga knajpa, ale nasz taksówkach myślał, że my z tych szukajacych dań lux i woził nas po takich, gdzie 1200 INR kosztowało jedno danie, zdecydowaliśmy się na to miejsce z głodu i poczucia chwilowej bezsilności :))))):
- 1200 INR (ok. 65 PLN) / 4 osoby
PAMIĄTKI:
Arunachal: różnie, np. plecak z ratanu to koszt 1200 INR (ok. 60 PLN), ale to najdroższa pamiatka. Poza tym tam są ze dwa sklepiki na krzyż więc jak coś Wam wpadnie w oko to radzę kupić, bo okazja wiecej się nie powtórzy. Tej zasady ja się zresztą trzymam zawsze.

Nagaland: różnie, ale od każdej ceny można zejść o połowę. W Nagalandzie kupując coś na "targu" pod domem wodza w Longwa ceny są dość wysokie, ale pamiętajcie, że w 90% to unikaty. Czasem za np naszyjnik płaci się po ok. 2000 INR (ok. 100 PLN).

Delhi: kupiłam lampiony z materiału w dwóch sklepikach prawie naprzeciwko naszego hotelu, na rogu (wychodąc z hotelu kierujcie się na prawo, to kilkanascie metrów dalej). Kosztowały 70 - 120 INR (ok. 4 - 6 PLN)!!! Tanio jak barszcz, dziś ozdabiają mój balkon przypominając o tej podróży.
Poza tym warto wejść do jakiejś apteki i poszukać kosmetyków firmy HIMALAYA (jeśli tu nie kupicie, to na lotnisku w Delhi jest drogeria i tam też jest ich spory wybór).
Na Spice Market kupicie przyrawy i herbaty.
Na ulicy Main Bazar kupicie wszystko to, co jest w polskich sklepach z wyrobami z Indii, tylko ceny będą kilkadziesiąt razy niższe. Main Bazar jest rzut beretem od hotelu w którym mieszkaliśmy - skręcacie w prawo i pierwsza poprzeczna ulica to właśnie Main Bazar (dojdziecie nią do Meczetu Piątkowego).

Trasa

Autor Trip'u

nitkaska
Podróżuję w małych grupach 2-4 os. Niskobudżetowo, ale bez histerii (hotele tanie, jednakże z łazienką; podczas wyprawy wolę nocny przejazd autobusem niż przelot samolotem). Interesuje mnie kultura, przyroda jest dla mnie tłem dla ludzi. Zawsze przedłożę wizytę na najskromniejszej kolacji u lokalesów, nad zwiedzanie super atrakcji...

Ten Trip spodobał się:

Bądź pierwszą osobą która doceni ten Trip.